Podziel się   

Ludzie Pokaż wszystkie »

Wydanie 2012-04 · Opublikowany: 2012-05-13 12:13:04 · Czytany 8485 razy · 3 komentarzy
Nowszy Starszy

Kariera i życie na maksa

Łukasz Salwarowski

Jak osiągnąć sukces w młodym wieku, pracować na największej uczelni ekonomicznej w Polsce, stworzyć od podstaw miesięcznik studencki, być pomysłodawcą autorskich kampanii społecznych – w wywiadzie z Wioletą Wanat opowiada Łukasz Salwarowski, dyrektor Kancelarii Rektora Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, szef promocji uczelni.

Wioleta Wanat: W 1998 roku na Akademii Ekonomicznej w Krakowie narodził się pomysł stworzenia Miesięcznika Studenckiego „MANKO”. Jak do tego doszło?

Łukasz Salwarowski: Jako studenci doszliśmy do wniosku, że na naszej uczelni brakuje medium, które pokazywałoby studentom ówczesnej Akademii Ekonomicznej w Krakowie, że w życiu liczy się nie tylko kariera i kasa. Chcieliśmy pisać o tym, że są w życiu jeszcze inne, ważniejsze, wartości, takie jak: demokracja, wolność słowa, rozwój kulturalny, ekologiczny, świadomość zdrowotna, angażowanie się w sprawy społeczne. Tworzona przez nas gazeta miała pełnić nie tylko funkcję informacyjną, miała także promować te idee, inspirować do działania, kreować przedsiębiorcze myślenie i postawy społeczne...

I co było dalej?

„Manko” rozwijało się dynamicznie. Z gazety uczelnianej, miesięcznika studenckiego Akademii Ekonomicznej, przekształciło się niebawem w gazetę wszystkich studentów Krakowa.

Kilka lat później powstało także stowarzyszenie, którego jest Pan prezesem. Czym dokładnie zajmuje się Stowarzyszenie MANKO?

Jest to niezależna organizacja pozarządowa, której misją jest integracja i rozwój środowiska akademickiego, ale także promowanie pozytywnych postaw i wartości społecznych oraz walka z patologiami i absurdami. Stowarzyszenie MANKO organizuje projekty i kampanie społeczne, wydaje czasopisma oraz tworzy strony internetowe. Na początku były to projekty międzynarodowe – wymiany studentów i młodzieży w celu promocji tolerancji wielokulturowej. Później były to projekty prokulturalne. Chcieliśmy, aby oprócz twórczości komercyjnej, „fastfoodowej”, ludzie zobaczyli również twórczość ambitną, np. taką jak kino Kieślowskiego. Następnie zajęliśmy się projektami ekologicznymi i prozdrowotnymi (HIV/AIDS, narkotyki, papierosy).

MANKO organizuje wiele kampanii społecznych. Która była dla Pana najbliższa i która przyniosła największy sukces?

Oczywiście „Lokal bez Papierosa”! Kiedyś poszliśmy w gronie działaczy MANKO do restauracji i zamówiliśmy kurczaka po wietnamsku. Nagle koło nas jakaś pani zaczęła palić papierosa. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak to jest, że idąc do lokalu jest się skazywanym na zatruwanie organizmu przez ludzi, którzy bezkarnie palą tam, gdzie tylko chcą. Wybuchła awantura, z której zrodził się pomysł kampanii „Lokal bez Papierosa”! To był nasz pierwszy projekt zdrowotny – ogólnopolska kampania społeczna, której głównym celem stało się propagowanie wśród społeczeństwa idei przestrzeni publicznej wolnej od dymu tytoniowego. To także wielka platforma informacyjna i edukacyjna w zakresie ochrony praw zdrowia i polityki antynikotynowej.

Jakie działania przeprowadziliście?

Chcąc poinformować mieszkańców o tym, gdzie mogą znaleźć miejsca wolne od dymu, stworzyliśmy mapę lokali, w których się nie pali. Zaczęliśmy od Krakowa, ale wkrótce akcja objęła całą Polskę. Poparło nas WHO, Ministerstwo Zdrowia oraz Centrum Onkologii. Po pół roku mieliśmy już 100 lokali w Krakowie i innych największych miastach: Warszawie, Gdańsku, Łodzi. Stworzyliśmy portal oraz około 300 000 sztuk mapek z zaznaczonymi lokalami bez papierosa w 30 miastach. Znalazło to poparcie nie tylko opinii społecznej – Stowarzyszenie MANKO zostało wyróżnione nagrodą Białego Kruka za kampanię „Lokal bez Papierosa”, przyznaną przez fundację Promocja Zdrowia i Prymasa Polski. Mieliśmy wówczas ponad 1500 lokali bez papierosa w całej Polsce.

Wspaniałe osiągnięcie. Co było dalej?

Odezwało się do nas WHO, które poleciło nam Fundację Bloomberga. Ta zaproponowała nam organizację kolejnej kampanii – „Polska bez Dymu”, która zajęła się lobbowaniem na rzecz ustawy zakazującej palenia. Po dwóch latach ciężkiej pracy: pikiet, starań o podpisy, petycji, konferencji prasowych, udziału w sejmowej komisji zdrowia – stało się: 15 listopada 2011 r. udało się wprowadzić nową ustawę. Osiągnęliśmy sukces. Uwolniliśmy Polskę od dymu. (Więcej informacji na stronach: www.lokalbezpapierosa.pl, www.polskabezdymu.pl)

Jakie są Wasze kolejne plany?

W ramach kampanii „Lokal bez Papierosa” odbyło się już około 50 eventów publicznych w rodzaju „dnia bez papierosa” w różnych miastach, wydrukowaliśmy 30 rodzajów mapek, a na nasz temat ukazało się ponad 1500 informacji w mediach. To jednak nie koniec. Akcja trwa. Teraz prowadzimy monitoring polityki koncernów tytoniowych, mediów i lokali w zakresie przestrzegania zakazu palenia i reklamy tytoniu oraz pracujemy nad nowelizacją ustawy. Promujemy obecnie lokale bez palarni, w których obowiązuje całkowity zakaz palenia (jest ich już 1500).

Stowarzyszenie MANKO zorganizowało kampanie „Lokal bez Papierosa” i „Polska bez Dymu”. Czy były jakieś inne, równie ważne i tak brawurowe?

Tak. Realizując z rozmachem kampanię „RyzyKOchania” (www.ryzykochania.pl), zajmujemy się również problemem HIV i AIDS. Na początku zorganizowaliśmy ją na Mazowszu, potem na Pomorzu, w warmińsko-mazurskiem i na Śląsku. Później akcja ta przerodziła się w kampanię o nazwie „Przetestuj się”. Następnie zdecydowaliśmy się wesprzeć kampanię „Łocz Jor Drink!” – pilnuj drinka, mającą na celu poszerzenie świadomości na temat pigułek gwałtu wrzucanych do drinków. Obecnie realizujemy także kampanię „Nie pal przy dziecku”. To są nasze trzy najmocniejsze kampanie.

Jak to się stało, że w tak młodym wieku objął Pan funkcję dyrektora Kancelarii Rektora, a jednocześnie szefa działu promocji? I na czym ta praca polega?

Nie jestem już taki młody. Mam 34 lata. Od zawsze byłem aktywny, angażowałem się w wiele inicjatyw, zdobywając doświadczenie. Byłem bardzo asertywny i ukierunkowany na konkretne cele. Życie towarzyskie, imprezy, oglądanie seriali nudziły mnie i uważałem je za marnowanie czasu. Myślę, że ważną rolę odegrała tutaj motywacja i chęć do zmiany. Wszystkie moje działania, czy to w Stowarzyszeniu, czy na UEK, wynikają z braku akceptacji pewnych patologii. Po części też z cech charakteru, takich jak: determinacja, upór i pewna przekora. Jeżeli ktoś mi mówi, że się czegoś nie da, odpowiadam – zobaczymy! I udowadniam, że się da. Potrafię też zmotywować osoby w moim zespole.

Jak Pan ich motywuje?

Najlepszą zasadą motywacji jest pokazanie zespołowi atrakcyjnego i sensownego celu, jaki mamy osiągnąć. Ważne jest też, aby dać dobry przykład, pokazać własne zaangażowanie i wiarę, że jest to możliwe. Ludzie to widzą, zaczynają wierzyć, zaczyna im się chcieć i idziemy do przodu!

Może Pan podać przykład?

Na przykład kampania „Lokal bez Papierosa”. To był mój pomysł. Siedząc przy stoliku w restauracji, pomyślałem: koniec trucia nas, trzeba coś z tym zrobić. Wszyscy mówili: przecież tak jest, tego już nikt nie zmieni. A ja powiedziałem – zobaczymy.

Jak wiemy – udało się. Jak to wyglądało?

Na pierwszej konferencji prasowej dziennikarze prawie mnie wyśmiali. „Proszę Pana, wszyscy palą. Przy kawie czy piwie musi być papieros! W Polsce się tego nie zmieni!”. No i znów powiedziałem: „Zobaczymy!”, a po latach pracy – udało się. Oczywiście, nie wszystkim się chce. Są tacy, którzy wolą mieć spokojne życie: praca do godziny 15:00, a potem zakupy, ploty, seriale czy rodzina. Mnie to nie kręci. Rodzina jest bardzo ważna, też chcę ją mieć, ale życie tylko dla niej i przechodzenie obok problemów i patologii społecznych jest egoizmem i krótkowzrocznością. Bo przecież te problemy mogą dotknąć właśnie mojej rodziny. Dlatego, prowadząc działania czy kampanie społeczne, pośrednio chronię też moją rodzinę i najbliższych.  

Studiował Pan na Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Czy od zawsze wiedział Pan, że będzie Pan pracownikiem tej uczelni?

Wręcz przeciwnie. Jako student byłem bardzo krytyczny wobec uczelni. Działając w gazecie, pisałem krytyczne artykuły o ówczesnej Akademii. Krytykowałem wiele rzeczy i proponowałem zmiany. Kiedy zmieniły się władze na te, które mogły tych zmian dokonać, dostałem propozycję, aby część z nich wprowadzić w życie. Od tamtego czasu uczelnia dużo osiągnęła, dużo się zmieniło.

A co takiego się zmieniło?

Powstał Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości; powstał Uniwersytet Dziecięcy i Uniwersytet Trzeciego Wieku; utworzono nowe kierunki; powstał nowy budynek dydaktyczny, klub studencki, klub pracownika. Pomimo niżu demograficznego odnotowaliśmy rekordową rekrutację. Zdynamizowaliśmy współpracę z biznesem i absolwentami. Wzmocniliśmy prestiż i umiędzynarodowienie uczelni. Zmiany te widać. To cieszy.

Jak wyglądała Pana ścieżka kariery na UEK?

Od drugiego roku zacząłem działać w organizacjach studenckich. Powstała gazeta. Najpierw byłem dziennikarzem, potem redaktorem naczelnym, a następnie wydawcą i prezesem Stowarzyszenia MANKO. Później pracowałem na uczelni na Śląsku. W tak zwanym międzyczasie byłem rzecznikiem prasowym powiatu krakowskiego, szkoleniowcem w zakresie PR. Prowadziłem też usługi z zakresu PR dla innych firm czy instytucji. Po sześciu latach od skończenia uczelni dostałem propozycję pracy dla UEK.

Jak pracuje się w jednej z najlepszych uczelni ekonomicznych w Polsce?

Praca tutaj była trudnym wyzwaniem. Wiele rzeczy trzeba było zmienić, wprowadzić wiele nowości. Proces ten trwa nadal. Zmienianie tak dużej uczelni, mimo że to są zmiany na lepsze, kosztuje mnie dużo wysiłku. I jest ciężką pracą. Wiele osób tego nie docenia i utrudnia te przemiany.

Czy to przekłada się na życie osobiste?

Bardzo.

Uważa Pan, że warto? Czy nie będzie tak, że za 10 lat usiądzie Pan w fotelu i stwierdzi, że przegapił coś w swoim życiu, bo za bardzo zaangażował się w życie UEK?

Są tacy, którzy tak myślą. Osoby mi bliskie twierdzą, że za bardzo się poświęciłem tej uczelni. Poświęciłem doktorat, wiele kampanii społecznych, które chciałbym zrobić, a brakło na nie czasu, życie rodzinne. Są tacy, którzy twierdzą, że to błąd, bo ta uczelnia tego nie docenia i nie doceni.

A jakie jest Pana zdanie na ten temat?

Myślę, że mimo to było warto. Kiedy osiągnie się pewien cel i widać jego efekty, czuje się satysfakcję, mimo że niewielu to docenia. Poza tym jest garstka osób, które mnie wspierają.

W lutym odbyły się II Polskie Targi Uniwersyteckie Chicago – Toronto, w których brał Pan udział. Dlaczego UEK zdecydował się w nich uczestniczyć?

Uniwersytet Ekonomiczny postanowił postawić na promocję Polski i szkolnictwa wyższego. Ja osobiście zaangażowałem się w Centrum Fahrenheita. Fahrenheit był gdańszczaninem i dał Ameryce temperaturę. Stąd takie symboliczne powiązanie kontynentów. W maju 2011 roku odbyły się pierwsze targi, w których uczestniczyłem. Przyniosły nam one duże korzyści, bo aż sześciokrotnie zwiększyła się liczba studentów z USA, w większości polskiego pochodzenia. Po raz drugi targi odbyły się w lutym tego roku. Jakie korzyści przyniosą, zobaczymy podczas tegorocznej rekrutacji. Ale jesteśmy dobrej myśli.

W jaki sposób UEK reklamował się teraz na Targach Chicago – Toronto? Czym zachęcaliście do studiowania w Krakowie?

Jeżeli chodzi o nasze atuty, to z 17 kierunków 4 mamy po angielsku. Jeśli ktoś ma obywatelstwo polskie i chce studiować po polsku, to może to robić bezpłatnie w Polsce. Jeśli chce po angielsku, a ma obywatelstwo polskie, to płaci 2 tys. dolarów za rok. Jeśli nie ma obywatelstwa polskiego, a chce uczyć się po angielsku, płaci 4 tys. euro za rok. Jak widać, naszym dużym atutem jest cena, bo w USA studia są kilkanaście razy droższe. A według naszej opinii oraz opinii naszych absolwentów, jakość jest taka sama albo nawet wyższa.

Skąd takie przekonanie?

Na targach osobiście poznałem naszych absolwentów. Wszyscy pracują w branży, wykorzystując wiedzę zdobytą na UEK. To nie są już czasy, kiedy ktoś z wyższym wykształceniem zdobytym w Polsce jechał do Stanów i pracował na zmywaku. Nasi absolwenci są naszą dobrą wizytówką w USA i w Kanadzie.

Czy dyplom zdobyty na UEK albo innej polskiej uczelni jest uznawany w Stanach?

Osoby, które spotkałem i z którymi rozmawiałem, potwierdzają, że nie miały z tym problemu.

Co jest atutem Pana rodzimej uczelni?

Niezaprzeczalnym atutem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie jest lokalizacja. Nie ma uczelni na świecie, która miałaby tak piękny, zamknięty, zabytkowy i nowoczesny kampus, położony w centrum Krakowa – dwie minuty od Rynku Głównego oraz pięć minut od dworca. Kampus jest oceniany jako jeden z najpiękniejszych w Polsce. Drugim atutem jest międzynarodowość. Z dwudziestu trzech tysięcy studentów prawie tysiąc jest z zagranicy, na wymianie lub na pełnych studiach. Oferujemy lektoraty z 6 języków obcych, do wyboru. Nasi studenci mogą wyjechać na stypendium lub wymianę do naszych uczelni partnerskich na całym świecie, na wszystkich kontynentach (współpracujemy z 207 uczelniami zagranicznymi). Trzeci atut to nastawienie na rynek pracy. Mamy bardzo prężnie działające Akademickie Centrum Kariery, które współpracuje z wieloma firmami, które oferują naszym studentom praktyki i staże. Mamy 13 akademii firmowych, w tej formule współpracujemy m.in. z firmami Google, IBM, Shell, Deloitte. Nasza uczelnia realizuje cykl zajęć dla studentów prowadzonych przez pracowników tych firm. Najlepsi ich uczestnicy mają szansę na staż czy pracę w tych firmach.

Czy macie jeszcze jakieś „asy w rękawie”?

Tak. Czwarty atut naszej uczelni to nastawienie na zdrowie i sport. Mamy najlepiej grającą drużynę siatkówki kobiet w Krakowie, 36 sekcji sportowych, basen, halę sportową na 1300 osób, biegi, rajdy. Każdy znajdzie coś dla siebie.

A jak Pan korzystał z tych atutów uczelni?

Ja korzystałem z życia studenckiego, które dała mi ta uczelnia. Kształciłem się, praktycznie wykorzystując wiedzę z teorii w życiu studenckim. Organizowałem konferencje, wymiany, kampanie społeczne... To jest twórcze i bardzo rozwijające.

Promocja uczelni to udział w wielu targach edukacyjnych. Gdzie i na jakich targach możemy zapoznać się z ofertą uczelni?

Poza około 20 targami w Polsce, dwa razy w roku mamy Dni Otwarte, na które przychodzi około 5 tys. kandydatów. Promujemy się na Wschodzie – na Ukrainie, Białorusi, w Kazachstanie i Mołdawii oraz na Zachodzie – w Kanadzie i USA.

Wielu studentów uczelni krakowskich to dzieci Polaków mieszkających za granicą. Jak Pan myśli, dlaczego przyjeżdżają kształcić się w Polsce?

Powodów jest wiele. Ale najważniejsze to cena, jakość, rozpoznawalność dyplomów i sentyment. Ten ostatni argument bardziej dotyczy rodziców. Bywając w Chicago czy Toronto – tam, gdzie Polonia odgrywa większą rolę, zauważyłem, że to rodzice bardziej chcą niż dzieci, co czasami jest przykre. Rodzice chcą wysłać dzieci do Polski, bo jest lepiej, taniej, fajniej, pozna kuzynów, babcie itd. Natomiast dzieciakom, które tam mieszkają i prowadzą swoje życie, nie za bardzo się chce, bo nie chcą opuszczać znanego im środowiska.

Co Pan sądzi o promocji Polski i sytuacji Polonii na świecie?

Generalnie oceniam bardzo źle promocję Polski za granicą. Polonia to są nasi ambasadorowie. Państwo polskie i jego społeczeństwo robi za mało dla Polonii, dlatego my wsparliśmy promocję II Targów Uniwersyteckich Chicago – Toronto. Jeżeli chodzi o Polonię na Wschodzie, to uważam, że jest niedoinformowana i biedniejsza od zachodniej. Mimo iż chcą, brakuje im pieniędzy. To bardzo przykre, ale Polonię na Wschodzie i Zachodzie łączy  – brak dobrej komunikacji, współpracy, zazdrość i konflikty.

Jako dyrektor Kancelarii Rektora i działu promocji podejmuje Pan współpracę z wieloma reprezentantami mediów – redakcjami prasowymi, radiowymi, telewizyjnymi. Na czym taka współpraca polega?

Pierwsza metoda to przekazywanie mediom czegoś ciekawego, a dzieje się tutaj wiele ciekawych rzeczy. Druga to inicjowanie takich projektów na uczelni, które zainteresują media. Mamy wiele kampanii społecznych, w które angażujemy wielu patronatów medialnych. Niedawno organizowaliśmy Dzień Zdrowia UEK, akcję SOS dla dzieci z hospicjum, „Wampiriadę”, „4 łapy”. To piękne, że promując uczelnię można zrobić coś dobrego dla innych.

Poza pracą w Kancelarii Rektora i dziale promocji UEK sprawdza się Pan w organizacjach społecznych, jak MANKO czy KOmK (Komitet Obywatelski miasta Krakowa). Na czym polega Pana praca? Jak Pan łączy wszystkie te funkcje?

Szczerze powiedziawszy, to nie wiem, jak ja to robię (śmiech). Wszystko ma swój koszt. Kiedyś wziąłem sobie kartkę papieru i wyliczyłem, ile czasu marnuję na nieproduktywne działania, wykreśliłem je i zostało mi wiele czasu, a ten poświęciłem na rozwój i pracę. Jednak działać „na maksa” w czterech instytucjach naraz można przez chwilę. Potem się tego nie wytrzymuje. Mnie udało się stworzyć dobre zespoły i dobrać ludzi, którzy w danym momencie wiedzą, co mają robić.

Jak Pan dobierał te osoby?

Mówiąc szczerze, z ludźmi jest największy kłopot. Dobranie dobrych ludzi, którym można zaufać i którzy są kompetentni i mają jakieś wartości, to najtrudniejsza rzecz dla menedżera.

Udało się Panu dobrać dobrą drużynę pracowników. Czy zdradzi nam Pan swój złoty środek?

Trzeba szukać idealistów, ludzi, dla których kasa nie jest najważniejsza. Przez to sito przeszły setki ludzi. Nastąpiła duża selekcja. Trzeba też mieć nosa do ludzi – czasem się to wyczuwa. Oczywiście ja też popełniam błędy i kilka osób to wykorzystało.

Studiując w Meksyku, działał Pan w Club de Polonia. Mógłby Pan rozwinąć ten temat?

W związku z moim temperamentem i zapałem do działania pojechałem tam na studia. Przeżyłem tam szok kulturowy, nauczyłem się nawet hiszpańskiego. A potem zrobiłem to samo, co w Krakowie, czyli poszedłem do biura spraw zagranicznych i powiedziałem, że chcę działać. Chciałem zorganizować Dni Polski na tamtej uczelni. Znalazłem przez przypadek dwóch studentów pochodzenia polskiego, mieszkających w Meksyku. Kolejne dwie osoby przyleciały ze mną z Polski. Dołączył do nas również szef lokalnej Polonii, dwie zakochane w nas Meksykanki, kochający Polskę Peruwiańczyk i tak stworzyliśmy fajną grupę i zorganizowaliśmy trzydniowe Dni Polskie: bigos, zdjęcia, foldery, filmy, prezentacje. Uczestniczyło w nich około 300–400 osób, z czego 8 przyjechało później do Polski.

Jak Pan widzi dalszą współpracę z magazynem „Polonia”?

Można robić wspólnie wiele rzeczy. Możemy wspólnie organizować kampanie społeczne, promować Polskę i polskie szkolnictwo wyższe. Możemy starać się, aby rozszerzać kręgi czytelników, aby magazyn stał się pierwszą gazetą Polonii na całym świecie, czego sobie i Państwu życzę.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Ludzie

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Nauka i technika · Polska

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

obiektywna · 2013-08-06 13:45:42

To chyba konkurencja??? Oj, oj- nie ladnie tak obrazac innych...szczegolnie Pania dziennikarke.

masakra · 2013-08-06 12:26:13

Co za bzdurny i nieaktualny wywiad... Pani Wioleto Wanat, czy Pani na pewno przeprowadziła JAKIKOLWIEK research zanim wzięła się za rozmowę z tym oszustem zwolnionym dyscyplinarnie z UEK??? Masakra z jakiej niekompetencji obnażają się dzisiejsi dziennikarze!!! Dystrybucja pisma tego kolesia jest całkowicie zakazana na UEK!!! Litości magazyniepolonijny....

Katarzyna · 2013-02-13 11:12:46

Ciekawe dlaczego prezes juz nie pracuje na UEK

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...