Podziel się   

Ludzie Pokaż wszystkie »

Wydanie 2010-04 · Opublikowany: 2010-06-16 21:47:33 · Czytany 7885 razy · 1 komentarz
Nowszy Starszy

Tańczący książę

Wiesław Dudek z niewielkiego polskiego miasteczka trafił na najsłynniejsze sceny baletowe świata. Jest pierszym solistą Berlińskiego Staatsballet. Sukces, na który pracował od dzieciństwa, zawdzięcza samozaparciu i katorżniczej pracy.

Graża Grużewska: Pochodzisz z Ostrowa Wielkopolskiego. Opowiedz, jak robi się światową karierę, startując z tak niewielkiego miasta?

Wiesław Dudek: Jedni mówią, że to bóg wszystkim kieruje, inni, że los. Mną pokierowała siostra. Sprawiła że wyjechałem do Łodzi do szkoły baletowej. Moja najstarsza siostra jest artystą cyrkowym. Skończyła szkołę cyrkową w Julinku i potem pracowała ponad 25 lat

w cyrku. To był jej pomysł, żeby mnie „wrzucić“ w szkołę baletową. Prawdopodobnie widziała - już jak byłem małym chłopcem - że mam znakomite proporcje i zadatki na tancerza. Przekonała mamę do swojego pomyslu. Mama przyklasnęła tej idei.

Oczywiście, kiedy miałem osiem lat, nie w głowie mi było, żeby tańczyć. Interesowała mnie piłka, rowery, różne sporty.  Zresztą ciężko w wieku kilku lat podjąć jakąkolwiek życiową decyzję. Najczęściej podejmują ją za nas rodzice. Dlatego ja nie powiem, że chciałem tańczyć, natomiast jak już wpadłem w ten wir baletowej szkoły… Egzaminy zdałem bardzo pozytywnie i od samego początku wszyscy pokładali we mnie wielkie nadzieje. Z roku na rok było coraz lepiej, coraz bardziej mnie to interesowało. Zaczęły sie próby, potem pierwsze spektakle na scenie. Wówczas połknąłem tego bakcyla.

G: Czyli nie zawiodłeś pokładanych w tobie nadziei?

W: Mam nadzieję, że nie! ( uśmiech) Jako jeden z niewielu wspiąłem się tak wysoko.

G: Dwa razy zostałeś mianowany najlepszym absolwentem szkoły baletowej w Polsce. Czy to wpłynęło znacząco na twoją karierę?

W: W 1993 roku, będąc jeszcze w piątej, czy w szóstej klasie dostałem wyróżnienie na Ogólnopolskim Konkursie Baletowym w Gdańsku.

G: Jak funkcjonuje szkoła baletowa?

W: Nauka w szkole baletowej trwa 9 lat. Jest to szkoła podstawowa połaczona ze szkołą średnią. Są wszystkie  przedmioty, jak w normalnej szkole, plus tańce zawodowe.

Wychodziłem do szkoły o 8 rano, wracałem o szesnastej lub osiemnastej, czyli 8 do 10 godzin dziennie. Od dziewiątego roku życia mieszkałem w bursie i moje życie przez następne 9 lat wygladało tak: bursa - szkoła, bursa - szkoła. Na weekendy czasami zdarzało mi się pojechać do domu. To była super frajda! Często słyszę pytanie: jakie było twoje dzieciństwo?

Nie mogę powiedzieć, że było super. Było ciężko! W dziewiątym  roku życia opuściłem dom, wyjechałem do internatu i ciężko pracowałem!

G: Czyli można powiedzieć, że balet jest dla twardzieli?

W: Zdecydowanie tak! Trzeba mieć charakter i dążyc do celu. Duch i ciało muszą być silne.

G: Jaka to była szkoła?

W: Szkoła Baletowa w Łodzi.

G: A co było potem?

W: Kiedy skończyłem szkołę, dostałem kontrakt w Teatrze Narodowym w Warszawie. Był to kontrakt z perspektywą na lata, po roku wyjechałem jednak z Warszawy, ponieważ nie widziałem tam mojej przyszłości. Nie było to miejsce dla mnie. W 1997 roku wróciłem do Łodzi do Teatru Wielkiego, gdzie dostałem kontrakt solisty. Po roku dostałem kontrakt pierwszego solisty. Miałem wtedy 20 lat. Te trzy lata spędzone w Łodzi bardzo wiele mi dały -  partie solowe, aktorstwo, oswojenie się ze sceną. Potem w 2000 roku wyjechałem do Stuttgartu. W tym mieście jest jeden z najlepszych zespołów baletowych w Europie.

Dla mnie to przede wszystkim był najpierw szok, a potem wielka radość, że do takiego zespołu mogłem się dostać. Jest to zupełnie inny poziom niż w Polsce. Mnóstwo znakomitych tancerzy z całego świata. Nabrałem doświadczenia, wiele się nauczyłem. Po trzech latach wiedziałem  jednak, że stoję w miejscu. Nie widziałem dalszych perspektyw i zacząłem szukać innych teatrów w Europie, a przede wszystkim w Niemczech. Nadarzyła się okazja. Rozmawiałem z Vladimirem Malakhovem, który był w Stuttgarcie gwiazdą, solistą baletu i w 2003 roku został dyrektorem w Berlinie. Od razu zaangażował mnie na solistę.

Po raz pierwszy znalazłem się w Berlinie i obawiałem się, że będzie mi tutaj ciężko się  zaaklimatyzować, ponieważ w Warszawie nie mogłem sie w ogóle odnaleźć.

G: Dlaczego?

W: Nie wiem. Miasto jakieś zupełnie nie po mojej myśli. Duże, ale atmosfera duszna.

Obawiałem się, że jak przyjadę do Berlina, znowu nie bedę się czuł, jak w domu. Ale na szczęście się myliłem. Zakochałem się od razu w Berlinie. Czuję się tutaj świetnie. Berlin jest wspaniałym miastem, międzynarodowym. Jest luz, ludzie są uśmiechnięci. Nie ma pogody takiej, jak w Hiszpanii, ale jest coś takiego, co sprawia, że czuję się tu znakomicie.

G: A co lubisz najbardziej w Berlinie?

W: W Berlinie? Co najbardziej lubię? Nie powiem: currywurst. To pewnie każdy lubi!

Uwielbiam naturę. Mam ogromnego psiaka, owczarka podhalanskiego z którym codziennie spędzam mnóstwo czasu w parku, a Berlin ma piekne parki.

G: W którym parku można spotkać Wiesława Dudka?

W: Ze względu na to, że mieszkam w centrum,  w tygodniu chodzę do Tiergarten, a w weekendy wyjeżdżamy do Grunewald, do Poczdamu. Jestem wdzięczny losowi, że mam psiaka, bo chcąc nie chcąc muszę wyjść na swieże powietrze. Jest to wspaniały rozruch ciała rano przed naszą ciężką pracą i tak samo wieczorem, po spektaklu.

Często wracam około północy, to jest coś bardzo przyjemnego wziąć psa i wyjść jeszcze na półgodzinny spacer, pozwolić opaść emocjom, wyciszyć się po całym dniu napięcia.

G: Jak wygląda twój dzień?

W: Nie mogę powiedzieć, że każdy mój dzień jest taki sam, ale właściwie 80 procent roku, to sezon, jak my to nazywamy, ponieważ nasz rok, jak rok szkolny zaczyna sie w końcu sierpnia i kończy na początku lipca. Potem 6 tygodni przerwy. Codziennie zaczynamy trening o 10.30. W zależności od repertuaru, który przygotowujemy, próby są albo do osiemnastej, albo do dwudziestej, z przerwą na lunch.

G: Czyli ta szkoła życia, którą przeszedłeś w dzieciństwie, przydaje się teraz?

W: Tak. Nie ma takiego szoku. To było świetne przygotowanie.  Poza tym do dłuższego czasu dużo jeżdżę po świecie, wystepuję gościnnie na rożnych scenach: w Atenach, Toronto, Słowenii, Meksyku, Włoszech. W Japonii występuję przynajmniej dwa razy w roku. Mam tam bardzo duże grono fanów, którzy piszą listy i przyjeżdżają na każdy spektakl, bez względu na to, gdzie się odbywa, czy w Tokio, czy w Osace, czy w Sapporo. Wsiadają w pociąg i są! Co jest bardzo przyjemne w tym zawodzie, to fakt, że można połączyć przyjemne z pożytecznym - podróżuję, tańczę i dzielę sie moją sztuką na całym świecie. Uwielbiam podróżować, a w tym wypadku jestem zapraszany, czyli jadę do pracy w jakieś miejsce i mogę je zwiedzić.

G: Czy masz czas na zwiedzanie?

W: Kiedy wyjeżdżam na dłuższe występy, staram się zawsze albo wylecieć kilka dni wcześniej, albo wyjechać z danego miejsca kilka dni później, żeby mieć czas coś zobaczyć.Teraz byłem po raz pierwszy w Atenach i uraczyłem swoją duszę sztuką.

G: Pamiętasz swój pierwszy występ?

W: Nie pamiętam, kiedy to było, ale, co jest bardzo ważne, swoje pierwsze kroki na scenie stawiałem, będąc jeszcze uczniem. Miałem może dwanaście, może trzynaście lat. Są to niezapomniane chwile. Trema. Cały byłem sztywny, napięty, żeby się nie pomylić, żeby choreografii nie zapomnieć. Nie spałem całą noc. Ale dla dziecka jest to chyba jedno z najpiękniejszych przeżyć, gdy z  sali, na której ćwiczymy,  nagle można wyjść na prawdziwą scenę, znalezć się w blasku jupiterów. Pamiętam, że tańczyliśmy poloneza. Byłem nawet w pierwszej parze. To było wspaniałe! Do dzisiaj każdy występ jest nagrodą za tę ciężką pracę, gdy siedzimy po siedem, osiem godzin w sali, szlifujemy technikę. Wszystko po to, aby wyjść na godzinę, dwie na scenę, potem ukłonić się, posłuchać braw. To jest bardzo ciężki zawód. Jeśli chodzi o pracę fizyczną - jeden z najcięższych. Do tego dochodzi gra aktorska. No i trzeba uruchomić wszystkie szare komórki, żeby choreografii nie zapomnieć. Piękny zawód, ale to piękno widać tylko na scenie. Wylane na sali baletowej litry potu, to nic przyjemnego. Naprawdę! Ale warto!

G: Mówiłeś o grze aktorskiej. Opowiedz, proszę, o aktorstwie w balecie. Aktor ma do dyspozycji różne środki wyrazu: mimikę, głos, mowę ciała. Tancerzowi w zasadzie pozostaje tylko to ostatnie.

W: We współczesnym balecie  liczy się w zasadzie plastyka ciała, a gra aktorska nie ma żadnego znaczenia. Sa choreografowie, kórzy malują ciałem, lepią jakieś bryły. Oni przeważnie chcą, żeby twarz była martwa. Natomiast w typowym balecie klasycznym, gdzie muszę przekazać jakąś rolę, rolę księcia, czy clowna, trzeba  połączyć technikę baletową z grą  aktorską. Połączyć tak, aby harmonijnie współgrały. Jeżeli  robię ruch ręką, to nie może być to pusty ruch, on musi coś znaczyć. Tak samo każde spojrzenie, każde odwrócenie głowy, każdy obrót. Tańcząc takie role, zawsze mam w głowie mój dialog. Gdybym miał takie urządzenie i widownia mogłaby słyszeć, co ja myślę, to byłaby rewelacja! Niestety, muszę wyrazić wszystko bez słów. Technika baletowa jest bardzo ważna, ale gra aktorska jest jeszcze ważniejsza! Na przykład Oniegin, jedna z moich najbardziej ulubionych ról.

Spektakl jest tak zbudowany choreograficznie, że ta rola z każdą minutą wspina się na sam szczyt. Wychodzi arystokrata elegancki, zimny i potem następuje przemiana. W każdym akcie Oniegin jest  inny. Aż do ostatniego aktu. Tam tragedia, dramat, miłość. Takie role mi najbardziej odpowiadają, bo  grając, mogę oddać wszystko.

G: Byłeś rzeczywiście rewelacyjny! Ciarki nam chodziły po plecach…

W: O to właśnie chodzi! Trzeba tak oddać rolę, żeby widz poczuł to samo, co bohater na scenie.

G: Berliner Staatsballett, w którym pracujesz, to zespół międzynarodowy, multikulturowy. Są w nim ludzie z całego niemal swiata. Jak wygląda praca w takim zespole?

W: Musimy jakoś tak dojść do porozumienia, żeby wszyscy się dogadali. W zespole są dziewiećdziesiąt dwie osobowy dwudziestu siedmiu narodowości. Jak się to słyszy, to robi wrażenie. Ale na co dzień tego się nie odczuwa. Próby generalne są prowadzone po angielsku i niemiecku. Dlatego to nie jest ważne, czy ktoś jest z Ameryki, Japonii, czy z Meksyku.

Jednak każdy naród ma inną kulturę, mentalność i z tym jest dużo zabawy. Ludzie z Ameryki Południowej są bardziej otwarci, ciepli uśmiechnięci. Japończycy są zupełnie inni. Te kontrasty są rewelacyjne. Nie ma nudy. Jest białe i czarne, ktoś się śmieje, ktoś płacze, lecz zawsze można się porozumieć.

G: Bo łączy was wspólna płaszczyzna?

W: Łączy nas taniec. Jest to taki zawód, że jeśli chcesz wyjechać do Australii, to pracę znajdziesz na pewno i nie musisz kończyć żadnych ekstra studiów. Robisz to samo, co robisz w Berlinie, tylko w Australii.

G: Przy tylu występach, zdarzyły ci się na pewno  takie, które zapamiętałeś na zawsze…

W:O! Gdybym chciał opowiadać o takich zdarzeniach, to pewnie musielibyśmy tu jeszcze ze dwie godziny siedzieć! Oczywiście na scenie nie jest wcale do śmiechu, ale potem śmiejemy się do łez. Kiedyś tańczyłem w takich butach jazzowych i w połowie tańca, a miałem dość trudną i skomplikowaną wariację, po prostu zgubilem but!

G: I co zrobiłes?

W: Zostałem w jednym bucie i tańczyłem dalej w skarpecie.

G: A zdarzyło ci się upuścić partnerkę?

W: Nie zdarzyło mi się. Daję partnerkom stuprocentową  pewność!

G   !!!

W  Nauczono mnie w szkole, że cokolwiek się stanie, winien jest zawsze partner.

G: Czyli polska rycerskość!  Ale zdarzają się takie przypadki?

W: Tak. Dziwne tylko, że takie przypadki zdarzają się ciągle tym samym ludziom!

G: Á propos partnerek. Jedna stała sie twoją szczególnie ulubioną …

W: Partnerka sceniczna stała się partnerką życiową, z czego jestem bardzo zadowolony!

Wprawdzie istnieją w środowisku baletowym przesądy, że pary przenoszą swoje nieporozumienia na scenę, ale mnie wydaje się, że jeżeli jedna połowa rozumie drugą połowę, to naprawdę nie ma żadnego problemu. Moja dziewczyna jest  Japonką. Nazywa sie Shoko Nakamura.Znaliśmy się już dawniej, ale może  przez tę inność japońskiej kultury trudno było mi zajrzeć do jej wnętrza.

G: I jak to się stało? Nagle trzymałeś ja w objęciach i…

W: Bywały bardziej romantyczne spektakle. To wszystko było w ramach pracy, aczkolwiek można było poczuć coś więcej, jakieś dodatkowe emocje, oczy bardziej błyszczały… Pewnego razu tańczyliśmy „Kopciuszka“. Miałem złamany  nadgarstek i zabandażowaną rękę. Po tym spektaklu Shoko dostała promocję i została pierwszą solistką.Powiedziałem: „Zobacz, tańczyłaś z inwalidą i zostałaś pierwszą solistką!“ i jakoś tak…

G: Wprawdzie wyjechałeś z Polski nie za chlebem, ale za sztuką, jednak tak czy owak można cię nazwać emigrantem. Jak się czujesz w tej roli w Berlinie? Nie ogarnia cię nostalgia, tęsknota za krajem?

W: Trudno czuć tęsknotę, gdy w Berlinie jest tylu Polaków, a Polska tak niedaleko.

W weekendy często wsiadam w samochód i za dwie godziny jestem u  rodziny, a mam dużą rodzinę: pięć sióstr i dwóch braci.Może gdybym wyemigrował na inny kontynent, moja tęsknota byłaby większa. W tym naszym Berlinie czuję się jak w domu!

G: Pozostało mi  jeszcze zapytać o plany na przyszłość…

W: Z natury nie jestem człowiekiem, który myśli jednotorowo. Zawsze mnie interesowało mnóstwo rzeczy naraz.  Zrobiłem w Berlinie dyplom masażysty. W Stuttgarcie zrobiłem dyplom pedagogiczny. Mogę zatem uczyć w szkole baletowej. Od  roku daję lekcje u nas w teatrze. Nie mogę powiedzieć, co będę robił, kiedy przestanę tańczyć. Zdaję sobię sprawę, że nie bedę tańczył do setnej rocznicy urodzin, więc już dzisiaj próbuję różnych kierunków. Moim nowym pomysłem jest projekt stworzenia spektaklu baletowego. Szukam ciągle czegoś, w czym będę czuł się najlepiej. Nie wiem. Na razie mam plany krótkoterminowe na najbliższe trzy lata. Może założę rodzinę i wyjadę do Japonii. Nie wiem. Cieszę się z każdego dnia i jestem ciekaw, co mi się wydarzy. Czy będzie śmiech, czy płacz? Wszystko jest

w życiu ważne! Jestem optymistą, patrzę na świat pozytywnie. Nawet jak zbierają się czarne chmury, to wiem, że gdzieś za nimi jest słońce!

G: I taką receptę na życie zostawmy naszym miłym czytelnikom.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Ludzie

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Polonia w USA · Polonia na świecie · Kultura i sztuka · Rozrywka

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

pozytywna · 2011-02-26 14:49:15

Robi Pan wrażenie. Pozdrawiam.

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...