Podziel się   

Polityka Pokaż wszystkie »

Wydanie 2009-01 · Opublikowany: 2009-06-08 21:54:06 · Czytany 6143 razy · 0 komentarzy
Nowszy Starszy

Kim będzie Barack Obama?

Kim będzie Barack Obama? Jakim politykiem się okaże? W jaki sposób poprowadzi największe mocarstwo świata? W jakim kierunku będzie podążał? Takich pytań jest mnóstwo, także wśród Polaków, którzy jeszcze w czasie kampanii wyborczej stawiali w większości na czarnoskórego kandydata Demokratów.

Dlaczego? Być może, dlatego, że jego rywal kojarzył się ściśle z dotychczasową polityką George’a W. Bush’a. Może, dlatego, że nad Wisłą mieliśmy dość buty, często braku dystansu do rzeczywistości, znanego nam z rządów braci Kaczyńskich. A może, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, to media wymogły na Polakach poparcie dla Obamy, bo tak wypadało, tak było poprawnie. Inna sprawa to fakt, że wielkiego wyboru Amerykanie nie mieli. Wybrać politykę kontynuacji gabinetu Bush’a, czy postawić na nowego, ale po raz pierwszy w historii, czarnoskórego kandydata? Wybrano drugą opcję.

O wyborach w USA nad Wisłą

W Polsce żywo interesowaliśmy się wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych. Po raz pierwszy, bowiem Ameryka miała w perspektywie wybór czarnoskórego kandydata. Co prawda czasy rasistowskich podziałów minęły, ale wielu z nas, gdzieś w głębi ducha żywi jeszcze szereg uprzedzeń do koloru skóry, innego niż biały, do postaw liberalnych – a takie prezentuje Obama. Szczególnie wśród ludzi starszych, widać było niechęć do kandydata Demokratów. Bush, jaki był, każdy wie. Ale był swój. Tymczasem przeszłość i korzenie Demokraty, co jakiś czas budziły, jeśli nie kontrowersje, to przynajmniej mieszane uczucia. A te nie pozwalały nam wyobrazić sobie, takiej postaci w Białym Domu. Na krótko przed 4. listopada, wielu socjologów w Polsce twierdziło, że wygranym w tych wyborach może być jednak – wbrew sondażom – McCain. Dlaczego? Bo jak twierdzono, Amerykanie nie będą w stanie pogodzić się z myślą, że ich ukochane państwo reprezentować będzie nie-biały, człowiek o nieamerykańskim imieniu i nazwisku. Że w gronie wszystkich przywódców świata, ten nie będzie się wyróżniał. Scenariusze specjalistów nie potwierdziły się. Wygrał Barack Obama. Choć dzisiaj, jak słychać zza oceanu, nie wiadomo dokładnie, czy ten wybór satysfakcjonuje wszystkich mieszkańców Ameryki Północnej. Często pojawia się pytanie, w jaki sposób ten człowiek wygrał, kto go wykreował. Winą za taki stan rzeczy obarczane są media. I pewnie sporo w tym prawdy. W Polsce nie było inaczej, gdy po dwóch latach rządów Jarosława Kaczyńskiego, przywódcy Prawa i Sprawiedliwości, media przypuściły niespotykany dotąd atak na jego gabinet, hołubiąc jednocześnie Donalda Tuska, lidera Platformy Obywatelskiej. Powodów do zajmowania takiego stanowiska było sporo – o tym nie można zapominać. Trzeba jednak podkreślić, że w wolnej Polsce, takiego zaangażowania politycznego, dla poparcia jednej opcji jeszcze nie spotykano. Działania PR-owskie na rzecz określonej opcji były dotąd domeną mediów publicznych. W 2007 roku media prywatne pokazały, jak wielką niechęć żywią do skostniałej i anachronicznej już formy władzy sprawowanej przez ludzi Pis-u. Forma nie odpowiadała czasom, a media, szczególnie te prywatne, chcąc kształtować wzorce postępowania (czy słusznie?), ganiły jakiekolwiek przejawy pokazywania siły przez polityków. W gruncie rzeczy, to – i zgadzam się tu z działaczami Pis-u – media doprowadziły do zwycięstwa Platformy Obywatelskiej. Dzisiaj jest im chyba dość ciężko emitować głosy krytyki pod adresem Tuska. Chociaż powodów do stuprocentowej satysfakcji nie ma.

Idąc za ciosem liberalnych i otwartych na dyskusję postaw, Polacy – przeważnie ci młodzi – popierali w amerykańskich wyborach Obamę. W Zielonej Górze, w III Liceum Ogólnokształcącym zdecydowano się na przeprowadzenie prawyborów na prezydenta USA. Powołano sztaby obu kandydatów, prowadzono zacięte dyskusje. Wygrał Obama. Dlaczego? - Bardziej do nas przemawia, nie ma w nim nienawiści, widać wolę porozumienia. Widać wolę pokojowego rozwiązywania konfliktów na świecie - mówili licealiści. A co z programem gospodarczym? - Nie wiemy. Nie orientujemy się tak dokładnie - odpowiadali. Victor Ashe, attache kulturalny ambasady USA w Polsce, który gościł na prawyborach, inicjatywę przeprowadzenia akcji ocenił bardzo pozytywnie. - To wspaniałe przedsięwzięcie, uczy wychowania obywatelskiego, przybliża kulturę i historię Stanów Zjednoczonych młodym Polakom - mówił. Pytany, na kogo zagłosuje, i czy wygrana Obamy go cieszy, zachował niesamowitą powściągliwość. - Głosowanie to prywatna sprawa Amerykanów. Nie chcę komentować wyników głosowania w tej szkole - odpowiedział dziennikarzowi „Polonii”. W licznych sondażach w Polsce, stawialiśmy na Obamę, jako zwycięzcę. Ale – co trzeba podkreślić – rozkład głosów w poszczególnych ankietach, nigdy nie był drastycznie różny. Znaczy, że gros z nas nie traktowało Obamy, jako murowanego kandydata, a przede wszystkim dla wielu z nas stanowił on jakieś zagrożenie. Jakie? Trudno dzisiaj powiedzieć. Z pewnością jednym z takich tłumionych głosów była wypowiedź polskiego posła Prawa i Sprawiedliwości, Artura Górskiego. Z sejmowej mównicy miał powiedzieć, że wybór Barack’a Obamy oznacza „koniec cywilizacji białego człowieka”. Posypały się gromy. Skandal! Ciemnogród! Rasista! To tylko niektóre z niewybrednych określeń, jakie pojawiły się po tej wypowiedzi. Parlamentarzysta szybko się z niej wycofał, wielokrotnie potem przepraszał za swoje słowa. Polskie media zganiły też okrutnie żarty, jakie miały się pojawić w sejmowych i rządowych kuluarach à propos polskich korzeni Obamy. Miał ponoć zjeść polskiego misjonarza. Żart przekazywany był z ust do ust. Nikt nie wystąpił z nim przed szerszym forum, ale dla wielu polskich dziennikarzy stanowił straszny przejaw dyskryminacji na tle rasowym. Zastanawia, więc fakt, czy dziennikarze są tak cnotliwi, tak sprawiedliwi i moralni, że sami nie pokusiliby się o podobny żart, czy może w poszukiwaniu sensacji i promocji „właściwego” światopoglądu zatracili się. A przynajmniej zapomnieli o zdrowym rozsądku. Jedno jest pewne, wybór Obamy budził i budzi jeszcze kontrowersje.

Nowy prezydent i wielkie nadzieje

Jakie nadzieje pokładamy w nowym prezydencie Stanów Zjednoczonych? To zależy od punktu widzenia. Z perspektywy politycznej, pewnie chcemy wiedzieć, jak potoczą się losy podpisanej jeszcze z administracją Bush’a umowy o instalacji w Polsce elementów tarczy antyrakietowej. Sprawa negocjacji w połowie roku nabrała tempa, doszło do podpisania dokumentu. Ale dzisiaj panuje martwa cisza. Biały Dom po złożeniu podpisów zamilkł, nie podejmował już żadnych strategicznych decyzji, zapewne w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. Po Barack’u Obamie nie należało się spodziewać błyskawicznych decyzji w sprawie instalacji obronnej, tym bardziej, że nowy prezydent już w kampanii wyborczej prezentował zgoła odmienny pomysł na rozwiązywanie wszystkich konfliktów czy kwestii spornych. Naiwnym, więc było liczenie na oficjalne i jednoznaczne deklaracje w tym temacie. Sporo zamieszania nowemu prezydentowi przysporzył gabinet polskiego prezydenta, który po rozmowie Lecha Kaczyńskiego z prezydentem-elektem obwieścił, że Obama jest za tarczą antyrakietową. Kilka dni później okazało się, że takie deklaracje nigdzie się nie pojawiły. Pałac Prezydencki nie potrafił wyjaśnić, skąd to nieporozumienie. Problem Barack’a polegał natomiast na tym, że należało sytuację wyjaśnić, a przede wszystkim wyjaśnić swojemu elektoratowi „militarne zapędy”. Na szczęście dla Obamy, amerykańskie media nie kontynuowały zbyt długo tematu. A stanowisko Obamy ws. tarczy jest dość niewyraźne, a może po prostu dyplomatycznie poprawne. - Barack Obama popiera rozmieszczenie systemu, jeśli technologia okaże się użyteczna - informował brytyjskich dziennikarzy doradca ds. polityki zagranicznej, Denis McDonough. Z takiej lakonicznej wypowiedzi wynika niewiele, ale można domyślać się, że Obama nie zamierza na starcie swojej kadencji po pierwsze, ładować miliony dolarów w instalację na obczyźnie, a po drugie – nie zamierza psuć i tak już mało poprawnych relacji z Rosją. Pamiętajmy, że władze tego kraju ostrzegły, iż są w stanie „dostosować” swój system obronny do potrzeb nowej rzeczywistości. De facto oznacza to, wycelowanie rosyjskich rakiet dalekiego zasięgu w cele w Stanach Zjednoczonych, a także w Polsce i Czechach, gdzie elementy systemu miałyby powstać. Do dzisiaj jednak Barack Obama jednoznacznie nie określił się w sprawie tarczy. Polskiemu rządowi taka sytuacja wydaje się być na rękę. Pamiętajmy, że w Polsce tarcza nie została przyjęta w entuzjastyczny sposób. Wręcz przeciwnie. Doszło do protestów, a wyniki sondaży nie wskazywały na silne poparcie tej inwestycji. - Nie chcemy tarczy, nie chcemy być celem dla Rosji, nie chcemy psuć niepotrzebnie relacji z tym krajem - przekonywali protestujący. Obama – jak widać – też nie zamierza drażnić, może i gospodarczo osłabionej, ale wciąż militarnej potęgi.

Inną nadzieją pokładaną w nowym prezydencie Stanów Zjednoczonych, pokładaną przez Polaków, jest z pewnością zniesienie wiz. Do dzisiaj ścieżka dostępu do amerykańskiej ziemi jest skomplikowana i wymaga od naszych rodaków sporych przedsięwzięć. W tej materii jednak o jakichkolwiek postępach trudno mówić. Do dzisiaj sygnałów o zniesieniu wiz dla Polaków nie ma. Mało tego, nie zapowiadał tego nawet nowy prezydent. Walcząc o głosy Polonii, na taki krok zdecydował się John McCain, który przekonywał, że po wygranej w wyborach prezydenckich, będzie się opowiadał za likwidacją tego wymogu. Obama milczał w tej kwestii, a Polacy mają już chyba dość traktowania, jak obywateli drugiej kategorii. Zawsze wypominają polskim władzom, że „służymy” Ameryce, angażujemy się w konflikty zbrojne, hołubimy ją, a wzorce postępowania w sprawach gospodarki czy polityki przedstawiamy, jako przykładowe i godne naśladowania. Dlaczego nie mamy, więc zielonego światła? Nie wiadomo. Co jednak ciekawe, dzisiaj w kraju nie widać jakiejś szczególnej presji na rząd, by starał się o zniesienie wiz. Mało tego, wielu z nas zgodziło się nawet ze stwierdzeniem premiera Tuska, który zapowiedział, że Polska w specjalny sposób nie będzie się już starać o likwidację barier. Wypowiedź można było odczytać, jako ambitną, może nawet butną. Premier nie chciał „prosić się” o zniesienie wiz. Uznał, że to amerykańskie władze muszą dorosnąć do tej decyzji. Inna sprawa, to fakt, że po roku w strefie Schengen (ruch bezgraniczny) Polacy pokazali, że nie serwują w poszczególnych krajach tylko przestępczych działań, ale są w stanie – nie zalewając sobą świata – funkcjonować w innych państwach. Pozostaje mieć nadzieję, że doceni to wkrótce Barack Obama.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Polityka

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Świat

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...