Podziel się   

Podróże i turystyka Pokaż wszystkie »

Wydanie 2009-01 · Opublikowany: 2009-06-08 21:51:39 · Czytany 11316 razy · 1 komentarz
Nowszy Starszy

Droga ku słońcu – Montana

Najgorsza jest ta dzicz. Oczywiście rozumiem, że współczesny człowiek lgnie do przyrody, bo jest zmęczony zgiełkiem miasta, ale to? Ja chyba dostanę aerofobii od tych pastwisk. Właściwie to nie dostanę, bo nie widzę ani pastwisk, ani w ogóle niczego.

Nie dość, że zmrok nam zapadł nieprzyjemnie i niespodziewanie po kilku godzinach drogi, nie dość, że spadł nam deszcz i rozślizgał bezczelnie szosę, to jeszcze wzdłuż świecą ślepia zwierzyny. A ta zwierzyna tylko czyha, by wpaść pod koła wypożyczonego samochodu, ubezpieczonego na minimalną stawkę, prowadzonego przez znużonego i wystraszonego otoczeniem kierowcę.

- Szukasz tego kempingu czy nie? - Gośka szczęka ze złości zębami, usiłując równocześnie patrzeć na poboczne ślepia, na samochody naprzeciw i we wsteczne lusterko.
- No, jak Boga kocham, nic nie ma! Są na mapie dwa, wygląda, że w ciekawym lasku, ale dopiero za 70 mil. Jakieś 70 mil...

Milknę, bo właśnie mijamy trupa rozjechanego jelenia. No nie, horror jakiś czy co.

- Jedź wolniej, bo jeszcze w coś wjedziemy.
- Jak będę jechać wolniej, to tych 70.  mil nie strawimy do jutra. Zrób coś, bo i tak zasypiam.

No to śpiewam. Opowiadam dowcipy. Opowiadam historię swojego życia i życia najbliższych. Czytam przewodnik. Tańczę na siedzeniu. Szarpię ją za głowę, to głupi pomysł w tych ciemnościach i deszczu. Ale nie śpi. Aż do 3.30 nad ranem, kiedy wreszcie odnajdujemy kawałek miejsca na nocleg.

- No to witamy w Montanie - mówię półprzytomnie na widok dużego znaku z napisem, że to „rejon czarnych niedźwiedzi”.
- A żeby to jasna cholera! - odmrukuje Gośka i zasypiamy obie tak, jak siedzimy. Jutro sprawdzimy, gdzie tu się płaci. I w ogóle.   

Kraina Nieba

60% terenu to preria. Żółto-zielono-brązowa. A nad prerią, niziutko, wisi niebo. Najbardziej niebieskie sklepienie Stanów Zjednoczonych. Stąd druga nazwa Montany – Kraina Nieba. Wielkiego Nieba. Okres świetności i przekleństwa to lata 60. XIX wieku. Czas odkrycia złóż złota i srebra, a co za tym idzie, lata pielgrzymek poszukiwaczy skarbów, traperów, łowców przygód, amatorów nowego... Nie zabawili tu długo, obłowili się i ruszyli dalej. Ale przybyli po nich osadnicy chcieli tu zostać na stałe i chceli mieć do dyspozycji ziemię. Wolną od pierwotnych mieszkańców. Generał Philip Sheridan – Amerykanin z krwi i kości, postanowił pomóc pobratymcom. 

„Pozwólcie mi zabijać bizony, wyprawiać skóry i sprzedawać mięso, dopóki nie padnie ostatnia sztuka, a wtedy wasze prerie zapełnią łaciate krowy i weseli kowboje”.

Pozwolili mu. Bizony wyginęły, a tym samym powiódł się słynny plan zagłodzenia Indian. Ich klątwa ciążyła na następcach długo. Łaciate krowy i weseli kowboje, którzy ochoczo rozpanoszyli się na cudownie wyludnionych terenach, nie mieli łatwo. Po chwili bezruchu, gdy nowi mieszkańcy zagnieździli się tu na dobre, Montanę ogarnęła wściekła zima. Zima stulecia. A potem plaga pasikoników. Susza. Erozja gleby. Spadek cen zbóż. Autochtońska klątwa zbierała swoje żniwo niemal do połowy XX wieku. Coś około stu lat. Wreszcie nieszcześcia ustały. Może już wyrównały się rachunki. Może biali swoje odcierpieli. Montana zaczęła się odradzać. A jej mieszkańcy rosnąć w siłę. Dziś podstawą gospodarki jest agrokultura, hodowla bydła i przemysł wydobywczy. I mimo dużych, słabo zaludnionych przestrzeni – mieszkańcy dają sobie radę.

150 lat

Budzi nas pukanie w okno. Staruszka ma chyba 150 lat, ale wyjątkowo młodzieńczym głosem pyta czy wszystko w porządku, bo tak dziwnie stoimy. Usiłuję bez powodzenia rozsupłać te wszystkie mięśnie, które teraz odmawiają mi posłuszeństwa.

- Jest OK - mówi nieprzekonująco Gośka, po czym tłumaczy nasz dziwny wygląd - miałyśmy wczoraj wyjątkowo ciężką podróż i przyjechałyśmy nad ranem. Dopiero.

Staruszka się nie dziwi. Jest po sezonie. I tak mamy szczęście, że ona jeszcze tu siedzi. Inaczej musiałybyśmy jechać, aż do samego parku. Nie, nie z opłatą się nie spieszmy, ale chodźmy do środka. Chyba jednak trochę zmarzłyśmy w tym wozie.

Po trzech kubkach kawy, śniadaniu i szarlotce domowej roboty – ciepłej! – otwieram wreszcie oczy. Wnętrze jest przytulnie zagracone sprzętem domowym, a babcia gadatliwa. Nie dziwota. O tej porze roku rzadko tu ktoś przybywa. A my to ruszamy na pewno do Glacier? To ona nam zaraz da mapę i objaśni drogę. I w ogóle zadzwoni czy z powodu śniegu nie zamknęli tam dojazdówki...

Glacier Park

Glacier Park (Lodowcowy) leżący w północnej Montanie oferuje absolutnie spektakularne widoki zapierające dech nawet sceptykom. USA dzieli te tereny z Kanadą. Raczej niesprawiedliwie, gdyż z całego obszaru (4400 km²) 4130 km² jest amerykańskie. Malowniczość terenu to sprawka głównie Gór Skalistych oraz górskiego klimatu, który na długie miesiące zdobi okolice lodem, śniegiem, szronem i wszelkiego rodzaju białą prószyzną. Park zawdzięcza nazwę potężnym lodowcom, które powstawszy jakieś 10 tys. lat temu przez kolejne pięć tysiącleci żłobiły górskie doliny. Potem stopniały, potem powstały na nowo. Teraz znów z powodu ocieplenia topnieją – jak to lody. Ale ich nacisk na podłoże nie pozostaje dla niego obojętny. Stąd niesamowite, niespotykane nigdzie indziej kształty, formy i rzeźby terenu. Warto to zobaczyć. Ponieważ park leży w górach, i to wysokich górach, eksploracja łatwą nie jest. Wysiadamy z samochodu i natychmiast wpadam w zaspę po kolana.

Going to the sun

Going To The Sun – najsłynniejsza droga USA, którą właśnie jedziemy, to najtrudniejszy górski szlak... do odśnieżania. Jest jedyną drogą, która łączy zachodni ze wschodnim wjazd do Glacier Park i tylko ona umożliwia tak dokładne obejrzenie parku. Ma zaledwie 80 kilometrów długości, ale jej serpentynowy charakter i ogromny spadek (np. przełęcz Logana leży na wysokości 2036 m.n.p.m.)  oraz częste tu opady śniegu, czynią ją jedną z najtrudniejszych do pokonania. I najbardziej pożądanych.

Przed wybudowaniem drogi amatorzy pięknych widoków mogli dostać się do wnętrza parku jedynie ze zorganizowanymi wyprawami, planowanymi tygodnie wcześniej, z przewodnikami oczywiście, i na grzbietach zwierzęcych. Wreszcie władze doszły do wniosku, że bez odpowiedniej drogi nic z tej turystyki – prócz niebezpieczeństwa i kosztów – nie będzie. Dlatego w 1921 roku zaczęto budować. Jedenaście lat później pierwszy turysta, z szerokim uśmiechem na twarzy, przejechał Glacier Park jak panisko, bez konieczności wysiłku fizycznego. Od tamtego czasu dobra passa trwa. W 1997 roku droga oficjalnie uznana została za Narodowe Miejsce Historyczne, a jej uroki i majestat opisują wszyscy, którzy tam byli, a piszą. Nie da się inaczej. Droga wije się niczym gigantyczna wstęga, wciąż wyżej i wyżej, jakby wznosiła się do samego nieba. Temperatura spada, niebo się chmurzy, zewsząd nadciąga mgła, szczyty i stoki zaczynają bieleć. A wokół pełno poważnych, zwalistych skał ... brr...  

Na pohybel kłusownikom

Tom nieruchomieje, a my z nim. Normalnie ogromny niedźwiedź przed nami. A co mi tam! Jakbyśmy były same to, co innego, ale z Tomem... On sam wygląda na spokojnego. Miś nawet nas chyba nie widzi, za to usłyszawszy szelesty końskich kopyt, po prostu znika w zaroślach.

- Czujecie? - pyta Tom pociągając nosem.
- Nieee... bardzo - odpowiadamy zgodnie.
- Ktoś piecze mięso. Dlatego niedźwiedź tu podszedł. Węszył za łatwym łupem.
- Kłusownicy? - pytam z nadzieją
- Coś ty - śmieje się Tom - jaki kłusownik zachowałby się tak głupio.

I rzeczywiście to nie kłusownicy. Mają pozwolenia i wszystko. Tom tylko ostrzega ich przed myszkujacym misiem i odjeżdżamy.

Kolejne kilkadziesiąt kilometrów bez niespodzianek. Ot las, wiewiórka, ptaszek. Nasze konie znają tę drogę lepiej niż my. Nagle, jakby zupełnie bez powodu, ożywiają się i przyspieszają znacznie. Parskają nawet do siebie, a mój wierzchowiec, który dotąd człapał ze smętnie opuszczonym łbem, teraz wyraźnie się do mnie uśmiecha.

- Co to? - pytam Toma.
- A... leśny kemping - odpowiada - konie już go czują.

Rozkulbaczanie koni oraz oswabadzanie mułów z bagaży, kolacja na świeżym powietrzu (stek jeleni!), suszenie ubrań przy najprawdziwszym ogniu – to rzeczywiście miłe wydarzenia po całym dniu odgniatania sobie tyłka w siodle. A wokół sami polujący ludzie. Hobbiści. Poznać ich można po pomarańczowych kamizelkach, kurtkach czy polarach. Ubierają je wtedy, kiedy chcą być widoczni. To w USA obowiązkowe – myśliwego musi być widać w lesie. Bo w tym lesie lepiej, żeby cię było widać. Tom też poluje, ale nie na zwierza, a na nielegalnych amatorów dziczyzny. Patroluje tereny parku Bob Marshall Wilderness tylko jesienią, bo wtedy jest tu sezon łowiecki na „rogaciznę”. A kiedy się z nim spróbować zaprzyjaźnić, to chętnie zabierze towarzystwo w trasę. Zwykle patroluje okolice sam i jest w tym fachu „starym wygą”. Tutejsi myśliwi znają go dobrze i cenią za profesjonalizm. Tutejsi kłusownicy nienawidzą go z całej duszy i życzą mu jak najgorzej. A on robi swoje i się nie przejmuje.  

Bilings

Największym miastem Montany jest Bilings, i mniejsza o jego wątpliwą urodę. Na południe od miasta, wzdłuż rzeki Little Bighorn rokrocznie odbywa się Crow Fair and Rodeo – największa w USA impreza tańca Powwow. Powiązana z innymi atrakcjami. Indianie rozbijają swoje namioty na ogromnych przestrzeniach, a amatorzy przygód zapełniają okoliczne kempingi i motele, hotele i kwatery prywatne.Wszystko po to, by spędzić tu oficjalnie weekend, a nieoficjalnie tydzień... Tańczyć, ujeżdżać, paradować, stroić się, biesiadować. Poznawać dziesiątki tubylców o różnych odcieniach skóry. Popisywać się sprawnością i propagować swoją kulturę. I czcić historię, która na tych terenach zebrała do swoich kronik wiele znaczących wydarzeń – ciekawscy odnaleźliby tu nazwiska i Crazy Horse’a i Siedzącego Byka, poznaliby dzieje jednej z najkrwawszych bitew Lakotów z Białymi..., ale to dla wtajemniczonych. Niewtajemniczeni będą po prostu wchłaniać atmosferę dnia dzisiejszego.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Podróże i turystyka

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Slawko · 2010-10-09 10:38:48

Serwus Dagmara! Mam na imie Slawek i mieszkam od 5 lat w Glasgow w Szkocji. Razem z zona Maria rowniez lubimy podrozowac, a szczegolnie chodzic po gorach, rozkoszowac sie urokami lesnej przyrody. W lipcu tego roku podziwialismy piekno Huronii - ziemi Indian Huronow nad jeziorem Huron w Kanadzie. Z wielkim zainteresowaniem przeczytalem dzis Twoj artykul i jestem Ci ogromnie wdzieczny, nie tylko za pasje zycia, ale takze za to, przedewszystkim za to, ze potrafisz sie tym dzielic z innymi. To co opisalas jest piekne, ale kiedy dzilisz sie tym z innymi staje sie to takze blizsze innym, nam wszystkim, ktorzy tak jak Ty kochaja natarulana przyrode. Kiedy czytam Twoja relacje, widze ze Montana to piekny, wciaz b. naturalny kraj i od razu rodzi sie pragnienie, by kiedys tak jak Ty doswiadczyc takiej niesamowitej wyprawy. Tego bakcyla moga zrozumiec tylko Ci ktorzy naprawde kochaja te lesne ogniska, cudowne geste lasy, osniezone doliny i ostre wysokie gorskie szczyty. To trzeba miec w kosciach, to musi byc po prostu w sercu, by tego pragnac, by naprawde sie tym cieszyc. Dagmara jeszcze raz goraco dziekuje Ci za ten przekaz, dolaczam swoja modlitwe dla Ciebie i prosze: nie zrazaj sie tym ze ludzie nic nie pisza, ze malo komentarzy, Ty nadal rob swoje: kochaj Gory, kochaj przyrode, kochaj te cudowna cisze i te cudowne przestrzenie, a bedzie taki czas, ze na tej drodze odnajdziesz to co najpiekniejsze: samego Boga, ktory jest Miloscia, dobrem i pokojem, a ktory zawsze mieszka w tym co piekne. Slawko z Glasgowa

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...