Podziel się   

Polityka Pokaż wszystkie »

Wydanie 2011-01 · Opublikowany: 2011-03-02 21:48:29 · Czytany 6673 razy · 0 komentarzy
Nowszy Starszy

Carteryzacja amerykańskiej polityki?

20 listopada w Szwecji wydano międzynarodowy list gończy za szefem portalu internetowego WikiLeaks Julianem Assange. 30 listopada Interpol umieścił go na liście najbardziej poszukiwanych przestępców. Dochodzenie przeciwko niemu prowadzi także FBI i amerykański Departament Sprawiedliwości. Amerykanie nie ukrywają, że pragną mu zaserwować dożywotni pobyt w kryminale.

W Szwecji Assange podejrzewany jest o zgwałcenie dwóch kobiet. W Ameryce szef WikiLeaks stał się wrogiem publicznym numer 2, zaraz po Osamie Bin Ladenie, po opublikowaniu najpierw setek tysięcy meldunków z Afganistanu, a potem wielu tysięcy depesz dyplomatycznych.

Po opublikowaniu w internecie ostatnich dokumentów w Departamencie Stanu nieustannie pracuje zespół kryzysowy mający na celu zapobiec jakimś szczególnym skandalom politycznym. Myślę jednak, że żadnych wielkich skandali nie będzie, choćby dlatego, że opublikowane dokumenty nie zawierają jakichś większych rewelacji. W zasadzie o wszystkim wiedziano wcześniej. Publikacja skradzionych materiałów wcale nie ma na celu obrony wolności słowa, czy pokazania obywatelom nieprawości dokonywanych przez ich rządy. Chodzi wyłącznie o kompromitowanie Wolnego Świata poprzez szukanie taniej sensacji. Cóż w końcu rewelacyjnego jest w przeczytaniu raportu, w którym autor twierdzi, że jakiś dyplomata nazwał prezydenta Rosji „Bladym”. A kto inny to samiec typu alfa. Media fascynują się tymi określeniami, wybijając je na pierwsze strony gazet. Pewnie odkrycie przez NASA życia na innej planecie nie miałoby nawet takiego „publicity”. Mam nadzieję, że prędzej czy później pan Assange trafi do miejsca, gdzie powinien znaleźć się już dawno, czyli za kratki.

Trudno zrozumieć całe to zamieszanie związane z opublikowaniem amerykańskich depesz dyplomatycznych. W końcu już pod koniec XIX wieku wraz z gwałtownym wzrostem techniki wojskowej, w połączeniu ze wzrostem napięć politycznych w Europie wzmogło się zainteresowanie tym, co dzieje się za miedzą. Takie informacje były istotne, ponieważ w czasach, kiedy armie zaczęły posługiwać się telegrafem i koleją, wojny wybuchały niespodziewanie i z druzgocącą siłą. Państwo nieostrzeżone w porę mogło przegrać wojnę w ciągu jednego popołudnia. Z tego powodu międzynarodowa dyplomacja zaczęła przygotowywać grunt dla działań szpiegowskich. Międzynarodowe porozumienia o stosunkach dyplomatycznych po raz pierwszy otwarcie pozwoliły na oficjalne prowadzenie działalności szpiegowskiej. Pozostają one w mocy do dziś i zezwalają państwom na utrzymywanie w ambasadach stanowiska attache wojskowego. Jego zadaniem jest gromadzenie informacji o siłach zbrojnych kraju, w którym przebywa. Jeżeli więc dokumenty opublikowane przez WikiLeaks traktujemy jako coś nadzwyczajnego, uznajemy, że cały personel ambasad powinien zajmować się badaniem miejscowych zwyczajów kulinarnych.

Sytuację komplikuje ponadto fakt, że najwyraźniej wielu dziennikarzy biorących się za komentowanie opublikowanych materiałów ma kłopoty ze zrozumieniem tekstu. Na pewno tak jest w Polsce, gdzie spora grupa komentatorów na podstawie depesz dotyczących rokowań o tarczy rakietowej wyciąga wniosek o jej przehandlowaniu przez Amerykanów w zamian za zgodę Rosji na nałożenie sankcji ekonomicznych na Iran. Szkoda, że nie dostrzegli oni depesz, ani znanych wcześniej ocen wywiadowczych, jasno wskazujących na to, że Iran nie będzie w najbliższej dekadzie posiadał pocisków balistycznych, które owa tarcza miałaby strącać. Rozwój wypadków wymusił zmianę koncepcji tarczy, gdyż ta, która miała być realizowana, oznaczała budowę militarnego złomu i w niczym nie zmniejszała irańskiego zagrożenia.

W wielkiej masie opublikowanych depesz w zasadzie w pewnym stopniu zaskoczyła mnie jedna sprawa, a mianowicie poziom poparcia w krajach arabskich dla koncepcji militarnego uderzenia na nuklearne instalacje Iranu. Widać, iż nuklearny program Iranu wśród arabskich sąsiadów budził ogromny niepokój. Już w listopadzie 2009 roku Departament Stanu został powiadomiony o spotkaniu generała Davida Petraeusa z królem Bahrajnu Hamadbin Isa al-Khalifem. Król wprost powiedział, że nuklearny program Iranu musi być zatrzymany przy pomocy wszelkich dostępnych środków. Kilka dni później ambasador Bahrajnu w USA powtórzył to stanowisko. Kiedy powiedziano mu, że atak lotniczy z uwagi na położenie irańskich ośrodków nuklearnych może okazać się mało skuteczny, ambasador stwierdził, że w takim wypadku trzeba przeprowadzić operację lądową. Podobne stanowisko prezentował prezydent Egiptu w rozmowie z senatorem Mitchellem. W rozmowie uczestniczył także ambasador USA w Egipcie, który przebieg rozmowy zrelacjonował w raporcie wysłanym do Departamentu Stanu. Prezydent Mubarak podkreślał, że Iran dąży do zdestabilizowania sytuacji w całym regionie. Przywódców tego kraju nazwał „notorycznymi kłamcami”. Mubarak zachęcał Amerykanów do militarnej rozprawy z reżimem w Teheranie.

Istotne są także ujawnione depesze wymieniane pomiędzy królem Arabii Saudyjskiej Abdullahem, a specjalistą Białego Domu od walki z terroryzmem Johnem Brennanem. Król Abdullah relacjonował swojemu rozmówcy przebieg jego spotkania z irańskim ministrem spraw zagranicznych. Saudyjski przywódca, który nie szczędził niecenzuralnych epitetów rzucanych pod adresem Irańczyków, wyrażał jednocześnie poparcie dla ewentualnej akcji militarnej. Mówił wprost, że trzeba odciąć głowę tego węża. Identycznie rozumowano w Omanie. Dowódca wojsk Omanu generał Ali bin Majidal-Ma'amari przekonywał ambasadora USA w lipcu 2009 roku, że nigdy Ameryka nie zakończy pozytywnie kampanii w Iraku, jeżeli wcześniej nie rozwiąże problemu Iranu. Dawał do zrozumienia, że Oman nie ma nic przeciwko temu, aby dokonać ataku militarnego na irańskie instalacje nuklearne. Generał Ali bin Majidal-Ma'amari jak i król  Abdullah gotowi byli na wyrażenie cichej zgody na użycie przestrzeni powietrznej ich państw, gdyby okazało się to konieczne. Identyczne stanowisko w rozmowach z amerykańskimi dyplomatami wyrażali przedstawiciele Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Co charakterystyczne, w wielu rozmowach z arabskimi partnerami dyplomaci USA powtarzali ocenę sekretarza obrony USA Gatesa, który twierdził, że atak z powietrza na irańskie instalacje nuklearne opóźni program tego kraju najwyżej o dwa lata i to zakładając pełne powodzenie uderzenia. W ujawnionych do tej pory dokumentach nie ma jednak ani zdania na temat przesłanek, na podstawie których Gates tak twierdził.

Czy więc mogąc zbudować tak silną arabską koalicję, słusznie zrezygnowano z militarnego rozwiązania problemu nuklearnych zbrojeń Iranu? Czy ograniczenie reakcji do sankcji ekonomicznych nie oznacza w tym wypadku kapitulacji?

To już nie ma nic wspólnego z dokumentami opublikowanymi przez portal WikiLeaks, ale obserwując wydarzenia, widzimy, że nie tylko w przypadku Iranu uznajemy swoją bezradność. Ameryka bezradna jest także wobec nie mniej groźnego dramatu rozgrywającego się w Meksyku, gdzie faktyczną władzę w kraju przejmują kartele narkotykowe. W walce z nimi zginęło już znacznie więcej ludzi, niż wynoszą amerykańskie straty w wojnie w Afganistanie i Iraku łącznie. Władze Stanów Zjednoczonych ograniczają się do odkrywania coraz to lepiej zbudowanych tuneli, którymi transportowani są ludzie i narkotyki do USA. Kartele narkotykowe, bezwzględni bandyci uzbrojeni w karabiny maszynowe kontrolują przerzut ludzi do Ameryki i wszelkiej kontrabandy. Południowy sąsiad coraz bardziej zamienia się w upadające państwo, co już w niedalekiej przyszłości może stworzyć dla Ameryki trudne do wyobrażenia problemy.

Należy zadać pytanie, czy nie mamy do czynienia z „carteryzacją” amerykańskiej polityki? Przez „carteryzację” rozumiem ustępliwość wobec wszelkich wrogów i bezradność w rozwiązywaniu problemów, jaskrawo widoczną w czasach prezydenta Cartera. Administracja wówczas bezradnie patrzyła na wkroczenie Armii Czerwonej do Afganistanu i wzrost wpływów komunistycznych w Ameryce Łacińskiej. Agenci CIA z niepokojem obserwowali, jak zainstalowany właśnie reżim Daniela Ortegi w Nikaragui przy sowieckiej i kubańskiej pomocy rozbudowuje swoją armię i wspiera dostawami broni lewackich partyzantów w Salwadorze. Amerykanie zdobyli nawet karabiny maszynowe M-16, które znajdowały się na wyposażeniu lewicowych partyzantów. Po sprawdzeniu numerów seryjnych okazało się, że była to broń, którą Amerykanie stracili w wojnie wietnamskiej. Z pomocą Związku Radzieckiego trafiła ona potem do Salwadoru. Mimo tak oczywistych dowodów udziału Ortegi we wspieraniu antyrządowych sił w Salwadorze administracja Cartera chciała nawet nikaraguańskiemu dyktatorowi udzielić pomocy finansowej. Dopiero Ronald Reagan zrobił porządek z tą polityką bezradności wobec komunistycznej ekspansji i jak trzeba było, to za pomocą akcji militarnej nie dopuścił do zainstalowania prokubańskiego reżimu na Grenadzie.

Patrząc na bezradność obecnej administracji wobec problemu zbrojeń nuklearnych Iranu, Korei Północnej, braku reakcji na sukcesy fundamentalistów islamskich w Afryce, czy obojętność wobec upadającego południowego sąsiada mam wrażenie, że wróciliśmy do epoki Cartera. Niepokoi mnie to znacznie bardziej niż ujawniane depesze przez WiliLeaks, choć to oczywiście ohydne i bezsensowne. Mamy bowiem problem. Trąbimy na odwrót, wszędzie tylko gdzie się da. Nic dobrego z tego wyniknąć nie może. Historia dostarcza mnóstwa przykładów na to, że taka ustępliwość powoduje jedynie kłopoty.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Polityka

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Świat · Biznes i gospodarka · Ludzie

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...