Podziel się   

Polska Pokaż wszystkie »

Wydanie 2010-04 · Opublikowany: 2010-06-07 21:48:59 · Czytany 7084 razy · 0 komentarzy
Nowszy Starszy

Podróż drogą Prymasa Tysiąclecia...

Rozmowa z siostrą Bogumiłą Zamorą, ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu z miejscowości Komańcza w Bieszczadach

Przyleciała siostra do Stanów Zjednoczonych ze specjalną misją, która trwać będzie 6 tygodni. Proszę powiedzieć, co to za misja?

Jestem po raz pierwszy w USA. Podczas mojego pobytu chciałabym podzielić się z rodakami tym, czego doświadczam na co dzień, a co związane jest z osobą kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia. Komańcza to był czwarty, ostatni etap internowania księdza Prymasa. Polacy pamiętają go dobrze z lat 50. i 60. - to był wówczas "Książę Kościoła". Był to człowiek, który umiał zawierzyć Bożej Opatrzności i Matce Najświętszej. Kochał ojczyznę i kochał naród.

Jako młody kapłan Stefan Wyszyński był przez pewien czas u boku wielkiego kardynała Augusta Hlonda. W 1946 roku został biskupem lubelskim, a dwa lata później, po śmierci prymasa Hlonda został prymasem Polski. Jako prymas, często powtarzał za swoim poprzednikiem:  "Zwycięstwo, jeśli przyjdzie, przyjdzie tylko przez Maryję Pannę".

Koniec lat 40. i lata 50. - to były lata bardzo trudne w Polsce. Tuż po II wojnie światowej, kiedy Polska zaczęła się dźwigać z gruzów, doświadczyła mocnego, stalinowskiego reżimu. Wróg próbował zniszczyć naród polski, ale historia pokazuje, że jest to naród nieśmiertelny. Wrogowie mieli świadomość, że siłą tego narodu jest wiara, więc aby go zniszczyć, trzeba mu odebrać wiarę.

Ale wtedy w pierwszej linii obrony polskiego narodu stanął właśnie prymas Wyszyński.

To nie dziwi, bo on umiał czytać rzeczywistość, i przekładać ją na język zrozumiały dla wszystkich. Przecież to on powiedział "Non possumus" - nie możemy. Nie możemy pozwolić na to, aby cesarz zajmował miejsce należne Bogu. Tym słowem "cesarz" Prymas określał to wszystko, co nie jest Bogiem, a czemu kłania się człowiek... A my wiemy, ku czemu się skłaniamy, czemu poświęcamy najwięcej naszej uwagi, wysiłku, czasu, sprytu. To właśnie w latach 50. zaczęto usuwać w Polsce z miejsc publicznych wszelkie symbole religijne. Krzyże miały zniknąć z klas szkolnych, z biur, hal produkcyjnych, nawet ze szpitali, aby człowiek umierający nie miał odniesienia do wieczności. Zamiast medalików na szyjach miały zawisnąć znaki zodiaku. Wiedziano, że człowiek jest przywiązany do symboli i sprytnie chciano je zamienić. Prymas grzmiał widząc, co się dzieje.

To dlatego próbowano go wówczas na różne sposoby uciszyć.

Tak, ale nie dało się. Dlatego uwięziono Go w Warszawie 25 września 1953 roku, potem przetrzymywano w Rywałdzie koło Grudziądza, a następnie w Stoczku Warmińskim i Prudniku Śląskim - w tych dwóch ostatnich miejscach był w sumie więziony przez dwa lata. Wiedziano, że Prymas może umrzeć, bo był poważnie chory. Był gruźlikiem, miał tylko jedno płuco.

Z ledwością go wyświęcono na kapłana, bo pragnął odprawić chociaż jedną mszę. Zaraz po święceniach kapłańskich udał się na Jasną Górę, gdzie Matce Jasnogórskiej zawierzył całe swoje kapłaństwo. I spójrzmy - ile potem dokonał! Nikt się tego nie spodziewał.

Dlaczego Prymas trafił do Komańczy?

Kiedy czuł się już bardzo źle, władze zaczęły się obawiać, że jeśli umrze w więzieniu, to naród może podnieść bunt. Dlatego wymyślono Komańczę. To miejsce ukryte głęboko w Bieszczadach, zaledwie parę kilometrów stąd do Słowacji, blisko na Ukrainę, tu są przestrzenie ogromne. To było krótko po tym, jak płonęły łuny w Bieszczadach, kiedy bandy UPA mordowały ludzi. Całe wioski zostały spalone. W pobliżu klasztoru było sanatorium, kilka willi - wszystko poszło z dymem. Pod klasztor w Komańczy kilkakrotnie bandy podchodziły z zapalonymi żagwiami. Za którymś razem zażądano, aby siostry opuściły klasztor. Wtedy one, zdeterminowane, powiedziały, że jeśli muszą podpalić klasztor, to one spłoną razem z nim... Dzięki ich odwadze i Bożej Opatrzności klasztor ocalał.

Klasztor ten powstał w głębokim lesie w latach 1928 - 1931 na terenie Archidiecezji Przemyskiej. Parter jest murowany, ale już dwa piętra są drewniane i jest jeszcze tzw. glorietka. Jest piękny, z balkonami, wygląda jakby to było sanatorium. Od początku tak było, że część zajmowały siostry, a reszta była wynajmowana gościom - tak jest do dziś. Władze "znalazły" właśnie ten klasztor dla prymasa Wyszyńskiego. To było idealne miejsce: oddalony od ludzkich siedzib, łatwo go było otoczyć, łatwo można było go kontrolować i pilnować.

O tym, że Prymas tutaj będzie przetrzymywany, powiedziano siostrom w dniu, kiedy go przywieziono - 29 października 1955 roku. Była to sobota, wigilia uroczystości Chrystusa Króla. Rano poinformowano siostry, aby uprzątnęły dom, a to znaczyło, że mają usunąć wszystkich gości.

Kazano przygotować jeden pokój na piętrze - dlaczego właśnie ten?

We wrześniu podesłano do klasztoru ekipę filmowców - kilku panów, którzy mieli nagrywać film o generale Karolu Świerczewskim, który zginął w Jabłonkach koło Baligrodu, niedaleko od Komańczy. Mieszkali oni na pierwszym piętrze w klasztorze. Krótko potem właśnie ten pokój wybrano dla Prymasa. Po czasie się okazało, że głównym zadaniem tych panów było specjalne przygotowanie pokoju, czyli wyposażenie go w podsłuchy.

Przywieziono Prymasa po południu ze słowami: "Przywieźliśmy siostrom pacjenta". To był cień człowieka. Na drodze, przed wiaduktem, jakieś 600 metrów przed klasztorem, ustawiono szlaban z napisem: "Strefa i kontrola graniczna". Niedaleko klasztoru jest schronisko - tam się usadowili panowie, którzy mieli czuwać nad „bezpieczeństwem” księdza Prymasa. Przed klasztorem nie było oczywiście żadnych pilnujących agentów. Oficjalnie podano do wiadomości Polaków, że Prymas jest na wypoczynku pod opieką Kościoła. Najbliższy lekarz i szpital był w Sanoku - w odległości ponad 30 kilometrów. Byli pewni, że Prymas umrze.

Tymczasem w Komańczy Prymas doszedł do siebie, odzyskał siły. Tutaj stworzył podstawy dalszej swojej działalności w duszpasterstwie, z tego czerpał potem sam Jan Paweł II.

To jest ciekawe, jak Boża Opatrzność pisze historię. Otóż Prymasa przywieziono do Komańczy równiutkie 300 lat po najeździe Szwedów na Polskę. Król Jan Kazimierz schronił się wówczas w Głogówku na Śląsku. Na dworze królewskim w Głogówku przebywał również poprzednik naszego Prymasa - prymas Andrzej Leszczyński. Później do nich dołączył nuncjusz apostolski Vidoni.

Tam, w Głogówku, powstała myśl ratowania ojczyzny – narodziły się owe słynne \"Śluby Królewskie\" Jana Kazimierza, które później król złożył uroczyście 1 kwietnia 1656 roku w katedrze lwowskiej przed obrazem Matki Bożej Łaskawej, w obecności przedstawicieli wszystkich stanów. Wtedy została Matka Boża ogłoszona oficjalnie Królową Korony Polskiej i nigdy potem jej nie zdetronizowano, o czym przypomniał Jan Paweł II na Jasnej Górze, podczas pierwszej pielgrzymki do ojczyzny. My jesteśmy oficjalnie Królestwem - o czym wciąż przypominał i prymas Wyszyński, i Ojciec Święty Jan Paweł II – nobilitując w ten sposób nas, Polaków, abyśmy nie zapatrywali się na innych, bo my mamy swoją godność.

Były \"Śluby Lwowskie\" króla Jana Kazimierza, a potem "Śluby Jasnogórski" prymasa Wyszyńskiego. Proszę powiedzieć, jak powstawały te \"śluby\" Prymasa i co je łączy z królewskimi?

Jak pamiętamy, nie doszło do naprawy Rzeczypospolitej po potopie szwedzkim, mimo starań wielu wspaniałych ludzi, bo zbyt wielu było takich, którzy na to nie pozwolili. Dlatego doszło potem do rozbiorów Polski.

Prymas pamiętał o ślubach Jana Kazimierza i podczas pobytu w Komańczy – na ich podstawie – opracował swój program naprawy Rzeczypospolitej, który zawarł w maleńkiej książeczce zatytułowanej "Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego\". Przelał je na papier 16 maja 1956 roku, pomiędzy godziną  5 a 7 rano. Jak wyznał, zapisał na papierze to, co już miał w sercu. W Komańczy jest "Dróżka Prymasa Tysiącleci", przy której - na kamieniach - są zapisane niektóre z jego myśli właśnie z "Jasnogórskich Ślubów". Przed klasztorem stoi teraz piękny pomnik Prymasa, dłuta Andrzeja Kossa, z podpisem "Soli Deo".

Tekst \"Jasnogórskich Ślubów\" został konspiracyjnie przekazany na Jasną Górę. 26 sierpnia 1956 roku około półtora miliona Polaków powtarzało – \"Królowo Polski, przyrzekamy\". Prymas nie mógł oczywiście być w tamtym momencie na Jasnej Górze. Ale potem napisał w swoich zapiskach: \"I dobrze, że mnie tam nie było, bo cała chwała, Królowo Mojego Serca, spadła na Ciebie\".

Wiemy z lektury tekstów opisujących tamte wydarzenia, że to była euforia. Ale wiemy też, że Prymas patrzył i widział dalej i nie chciał, aby skończyło się tylko na euforii.

Dlatego narodziła się  \"Wielka Nowenna\".  Był to program przygotowujący Polskę i Polaków do obchodów tysiąclecia chrztu – czyli do roku 1966. Każdy rok to była praca duchowa w całej ojczyźnie. Kapłani głosili rekolekcje i kazania ściśle według programu nakreślonego przez Prymasa. Matka Boża w znaku Obrazu Jasnogórskiego wyszła wówczas na szlak nawiedzenia do ludzi. Władze posunęły się do tego, że obraz aresztowano! Wtedy wędrowały puste ramy z zapaloną świecą i otwartą Biblią – a to robiło jeszcze większe wrażenie. To był wiew DUCHA przez Polską ziemię.

To wszystko powstało w Komańczy. Wierzyć się nie chcę, że to stworzył człowiek, który miał umrzeć.

Kiedy Prymas odjeżdżał z Komańczy, powiedział: "Nie wiem za co bardziej dziękować – za uwolnienie, czy za ten dar łaski".

Prymas torował drogę kardynałowi Wojtyle, o czym świadczą słowa Jana Pawła II skierowane do Prymasa: "Nie byłoby papieża - Polaka, gdyby nie Twoja wiara nie cofająca się przed cierpieniem, ani przed więzieniem".

Prymas Wyszyński zawierzył Bogu mówiąc: "Per Mariam - Soli Deo" - czyli "Przez Maryję - samemu Bogu", a Jan Paweł II mówił: "Totus Tuus" - czyli "Cały Twój". Inne słowa, ale istota jest ta sama. I pamiętamy -  gdziekolwiek Ojciec Święty się udawał, wszędzie całował ziemię i zawierzał dany naród Matce Najświętszej.

Siostra jest za młoda, aby pamiętać Prymasa z czasu internowania w Komańczy, ale przecież siostra opowiada o nim tak, jakbyście się doskonale znali. Skąd ta ogromna wiedza o nim, skąd ten zachwyt Prymasem? Wiem, że siostra jest autorką kilku książek, w tym dwóch właśnie o prymasie Wyszyńskim…

Rok 2001 - w 20. rocznicę śmierci kardynała Stefana Wyszyńskiego - ogłoszono w Polsce "Rokiem Prymasowskim". Mimo iż jest on postacią powszechnie znaną, to przecież pojawiła się potrzeba, aby opowiadać o nim ludziom. Bardzo dużo ludzi przyjeżdża bowiem do Komańczy. Chodziło więc o to, aby ludzie nie tylko zobaczyli to miejsce, ale przy okazji czegoś więcej się dowiedzieli o życiu Prymasa, o jego pracy, o tym, co zrobił dla Polski i Kościoła.

Wcześniej pracowałam w Kijowie na Ukrainie. Któregoś dnia, przed sześcioma laty,  powiedziano mi, że jest taka potrzeba i posłano mnie do Komańczy. Na tych dróżkach oczyma wyobraźni zobaczyłam Prymasa. Są tam te same potoki co przed laty, kiedy On tam był, te same drzewa, ten sam duch! Bo On tam jest. Ileż modlitwy, ofiary i przebaczenia zasiał na tym terenie!

Pobyłam trochę w Komańczy, widziałam przyjeżdżających tutaj ludzi i naszła mnie myśl, aby coś napisać, co można by tym ludziom dawać do poczytania, do zadumy. Stąd powstała ta książeczka "Pasterz i Ojciec Narodu - Stefan kardynał Wyszyński". To jest z jednej strony życiorys Prymasa, ale jednocześnie jego przesłanie. Chodziło mi o to, aby ktoś, kto weźmie ją do ręki, nie nudził się, lecz chciał przeczytać do końca i zapoznać się bliżej z tym człowiekiem. Druga moja książeczka nosi tytuł "Ojciec Narodu w komańczańskim klasztorze".

Muszę dodać, że znałam osobiście księdza Prymasa. Spotykałam go wielokrotnie na Jasnej Górze i w innych miejscach, wiele razy go słuchałam. Dwa lata przed jego śmiercią miałam z nim osobiste, serdeczne spotkanie, dlatego jest mi bardzo bliski. Do dziś czuję bicie jego serca!

Raz w miesiącu jest ofiarowana eucharystia za tych, którzy nawiedzają dom zakonny w Komańczy i dbają o ten dom. Bo klasztor ma już 80 lat i trzeba o niego dbać, abyście mogły spełniać swoją misję. Stąd też siostra - niejako przy okazji - stara się zebrać wśród Polonii skromne datki na restaurację tego klasztoru.

Parę lat temu rozpoczęłyśmy kapitalny remont naszego klasztoru. W ubiegłym roku zostały wyremontowane fundamenty i mur zabezpieczający skarpę – to była bardzo duża praca. W tym roku - jak Pan Bóg pozwoli - chcemy odnowić całą elewację, a dom jest dosyć duży. Ufamy, że z Bożą i ludzką pomocą tego dokonamy. Stąd pokornie proszę o pomoc w tym dziele, bo zbliża się czas beatyfikacji Stefana Wyszyńskiego. Myślimy też o zbudowaniu Centrum Myśli Prymasa w Bieszczadach. Ale najpierw chcemy skończyć jedno.

Siostry nazaretanki były i są obecne również w Stanach Zjednoczonych, a przyjeżdżały i przyjeżdżają tutaj nie tylko na wycieczkę…

Założycielką Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu jest Polka z ziemi mazowieckiej - Franciszka Siedliska, urodzona w roku 1842 - już błogosławiona Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza. Udała się do Rzymu - a pamiętamy, że były to czasy rozbiorów Polski - i tam założyła zgromadzenie. Chciała, aby było ono - jak to określała - w sercu Kościoła. Szukała wzorca  - i znalazła go w Najświętszej Rodzinie z Nazaretu. Zgromadzenie powstało z myślą, aby służyć rodzinie. I to jest nasz charyzmat.

Rok 1875 uchodzi za oficjalną datę założenia zgromadzenia. Już w roku 1881 połowę swojego zgromadzenia, czyli 11 sióstr – bo całe zgromadzenie liczyło wówczas 22 siostry – założycielka wywiozła do Stanów Zjednoczonych, na prośbę Polaków. Polacy przyjeżdżali tutaj za chlebem, zajęci byli ciężką pracą, a dzieci często pozostawały bez opieki. Stąd siostry „spadły im... z nieba”.

Siostry nazaretanki mają ogromne zasługi dla amerykańskiej Polonii - mówię to bez fałszywej skromności. To one zakładały w tym kraju przedszkola, szkoły - aby uczyć dzieci polskie, zakładały szpitale, a nawet uniwersytety. Dzisiaj siostry pracują nieco inaczej, ale ciągle na miarę potrzeb i możliwości. Są obecne w różnych stanach: w  Pensylwanii, Nowym Jorku, Chicago, Michigan, Ohio, w Teksasie i na Puerto Rico. Myślę, że Polacy i Amerykanie je znają i mają im wiele do zawdzięczenia.

Dziękuję siostrze serdecznie za rozmowę i życzę dobrych spotkań z rodakami w USA i Kanadzie.

Rozmawiał: Janusz M. Szlechta

----

W dniach 10 lutego – 16 marca siostra Bogumiła Zamora spotykała się z Polonią w Stanach Zjednoczonych: w Wallington w stanie New Jersey, w Nowym Jorku, w Phoenix w Arizonie, w Los Angeles, Sacramento, San Jose, Martinez i San Francisco w Kalifornii oraz w Chicago (od 8 do 16 marca). Następnie udała się do Kanady. Przebywać będzie w Toronto do 22 marca.

Spotkania z Polonią prowadziła pod hasłem "Duchowe dziedzictwo Kardynała Stefana Wyszyńskiego", w czasie których przybliżała postać sługi bożego kard. Stefana Wyszyńskiego, jego misję w Kościele i drogę do świętości, ze szczególnym uwzględnieniem czasu internowania w klasztorze sióstr Nazaretanek w Komańczy.

Zgromadzenie Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu

38-543 Komańcza 27

tel. (01148) (13) 467-7056

e-mail: nazkom@op.pl

www.nazaretanki.dir.pl

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Polska

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...