Podziel się   

Polityka Pokaż wszystkie »

Wydanie 2010-02 · Opublikowany: 2010-04-19 22:07:02 · Czytany 6719 razy · 0 komentarzy
Nowszy Starszy

Grudzień- styczeń. Terroryści znowu dali znać o sobie

Pod koniec minionego roku jak zwykle sypnęło podsumowaniami. Komentatorzy mieli co robić, gdyż skomentować należało dobiegającą końca dekadę i trudny rok 2009, jaki nastał po największym po II wojnie światowej kryzysie finansowym.

Jednak w grudniu ubiegłego roku, zanim zaczęto spoglądać za siebie i patrzeć na minione lata oraz miesiące, miały miejsce wydarzenia, które nie pozwalały skoncentrować się wyłącznie na przygotowaniach do świąt i nerwowo obserwować, czy klienci pojawią się w sklepach, czy pozostaną w domach z wężem w kieszeni.

W Stanach Zjednoczonych trwała zacięta walka w Senacie o kształt ustawy o reformie systemu ubezpieczeń medycznych, będącej najważniejszym punktem programu wyborczego Baracka Obamy. Ostatecznie, w atmosferze totalnego skandalu, Partii Demokratycznej udało się zgromadzić wymagane 60 głosów. Skandal wybuchł po tym, gdy ujawniono, że dla zapewnienia sobie wymaganej większości demokraci dokonali politycznego przekupstwa. Senator Ben Nelson z Nebraski uzyskał specjalne prawa dla swojego stanu, dotyczące między innymi finansowania federalnego programu Medicaid. Pytano, dlaczego mieszkańcy Nebraski mają być inaczej traktowani, niż mieszkańcy pobliskiej Iowy? Tylko dlatego, że Nelson miał w ręku ten brakujący 60. głos?

Senat uchwalił reformę, ale nie oznaczało to końca procesu legislacyjnego, gdyż wersja senacka znacznie różni się od tej uchwalonej w Izbie Reprezentantów. Między innymi w Senacie skreślono tak zwaną „opcję publiczną”, czyli możliwość wyboru między ubezpieczeniem prywatnym a federalnym. Do pracy przystąpiła więc specjalna komisja złożona z przedstawicieli obu Izb Kongresu, mająca za zadanie opracować z dwóch w wielu miejscach sprzecznych ze sobą projektów, jednolity tekst ustawy. Zobaczymy jak im pójdzie, na razie pracują w pocie czoła. Uchwalenie reformy przez Senat w wielkim pośpiechu, tuż przed świętami miało być prezentem dla prezydenta. Biorąc pod uwagę oprawę skandalu, nie był to prezent trafiony.

Przed świętami używanie mieli także miłośnicy skandali towarzyskich, czytelnicy kolorowej prasy uwielbiającej zaglądać do sypialni wielkich gwiazd. Okazja była nie byle jaka, bowiem dotyczyła najbogatszego sportowca świata, golfisty Tigera Woodsa, do tej pory osoby o nieposzlakowanej opinii, uwielbianej przez publiczność i koncerny reklamujące swoje towary. Zaczęło się od niegroźnej stłuczki. Woods niedaleko swojego domu uderzył w hydrant. Media zaczęły drążyć temat stłuczki i tak okazało się, że wybitny sportowiec kochanek ma tyle, co tytułów mistrzowskich. Atrakcyjne kobiety, bo przecież Woods nie romansował z byle kim, z detalami opowiadały w mediach o swoich przygodach. Woods kluczył, kłamał, ale w końcu w oświadczeniu napisał: „Zachowałem się źle, zawiodłem, przepraszam z całego serca”. Słowa te kierował przede wszystkim do 29-letniej żony Elin Nordegren, pięknej byłej szwedzkiej modelki, matki jego dwojga dzieci.

Media rozbierały Woodsa do rosołu, zaś gadatliwe kochanki dolewały oliwy do ognia. Jeżeli dojdzie do rozwodu, Woods swojej żonie będzie musiał zapłacić kilkaset milionów dolarów. Dodatkowo wycofało się wielu sponsorów. Niektórzy twierdzą, że nieprawdopodobnie popularny golfista straci przez swoje seksualne podboje około miliarda dolarów. Były to więc chyba najdroższe kochanki w dziejach świata.

25 grudnia, kiedy wielu ludzi w USA oraz w Europie wybrało się do kina, aby zobaczyć piękną bajkę „Avatar”, zrealizowaną z ogromną ilością cudownych efektów specjalnych, pod niebem w okolicy Detroit rozegrały się dramatyczne wydarzenia. Jeżeli ktoś liczył, że wojna z terroryzmem zbliża się do końca, boleśnie przekonał się o błędności tego twierdzenia.

23-letni Umar Farouk Abdulmutallab najpierw przyleciał z Lagos w Nigerii do Amsterdamu, tam przesiadł się na samolot do Detroit – prawdopodobnie już bez przechodzenia przez bramkę kontroli. Gdy tuż przed dwunastą w południe w Boże Narodzenie samolot z 278. osobami na pokładzie zaczął schodzić do lądowania na lotnisko w Detroit, Abdulmutallab próbował zdetonować przymocowany do nogi ładunek. Według wstępnej analizy FBI niedoszły zamachowiec usiłował na pokładzie maszyny zdetonować materiał wybuchowy pentryt, który miał przymocowany do ciała. W rezultacie w samolocie zbliżającym się do celu podróży wybuchł pożar. - Usłyszeliśmy mały huk - mówił potem dziennikarzom Syed Jafry, który siedział trzy rzędy za terrorystą. - Po kilku sekundach pojawiły się płomienie i ludzie wpadli w panikę.

Zamachowiec został obezwładniony przed holenderskiego reżysera, którego okrzyknięto bohaterem. Okazało się, że zamachowiec był powiązany z Al-Kaidą. Znajdował się na liście osób, które nie powinny dostać się do Stanów Zjednoczonych. W sprawie zawiódł cały system, co otwarcie przyznał prezydent Barack Obama. W przygotowaniu zamachu brały udział dwie osoby, które wcześniej przebywały w Guantanamo, natomiast materiał wybuchowy, który posiadał zamachowiec mógł zniszczyć samolot.

Na lotniskach rozpoczęto drobiazgowe kontrole. Kilka dni później, 30 grudnia, w Afganistanie bliscy współpracownicy Osamy bin Ladena przygotowali kolejny zamach. Jordańczyk Humam Khalil Abu Mulal al-Balawi, z zawodu lekarz, a ostatnio potrójny agent: CIA, wywiadu Jordanii i Al-Kaidy, wszedł do jednej z baz amerykańskiego wywiadu, położonej w afgańskiej prowincji Khost, w pobliżu granicy z Pakistanem. Strażnicy nawet go nie przeszukali przy wejściu, tak wielkim zaufaniem cieszył się w kręgach agencji.

Miał również pozwolenie na przebywanie wśród więcej niż dziesięciu agentów CIA jednocześnie, co również świadczyło o zaufaniu, jakim się cieszył w amerykańskim wywiadzie. Tyle, że tego dnia miał przyklejone do ciała pakunki z materiałami wybuchowymi.

Po przekroczeniu bramy al-Balawi udał się do siłowni, gdzie trenowali agenci CIA i uruchomił zapalnik. W eksplozji, oprócz niego, zginęło czterech agentów CIA, trzech ochroniarzy agencji oraz agent wywiadu Jordanii.

To był potężny cios zadany amerykańskiemu wywiadowi. Jak powiedział gazecie „The Times” Michael Scheuer, były szef komórki CIA tropiącej Osamę bin Ladena, wśród zabitych oficerów tej agencji było kilku z pierwszej piątki najwyższych ekspertów ds. Al-Kaidy w Stanach Zjednoczonych. - Kiedy traci się tak ważnych ekspertów, niezwykle trudno jest ich zastąpić innymi. I jest to niemożliwe w krótkim czasie - powiedział Scheuer. Współpracownicy bin Ladena zorganizowali zamach na tropiących i szefa agentów. Trudniej o bardziej wymowny sukces.

Ślady obu zamachów wiodły do Jemenu. To właśnie gdzieś wśród piasków jemeńskiej pustyni Al-Kaida posiada obecnie swoje bazy szkoleniowe. Nieco wcześniej Amerykanie rozpoczęli operację przeciwko terrorystom w tym kraju. Zamachy mogły stanowić próbę zemsty za rozpoczęte operacje. Na pewno jednak, kiedy żegnano stary rok oczywistym było, że do pełnego sukcesu w wojnie z terroryzmem jest jeszcze bardzo daleko. Szczególnie zamach na agentów CIA stanowił silny cios.

Mimo tego niepowodzenia Nowy Rok na Times Square witano jak zwykle radośnie, z nadziejami na nadejście lepszych czasów. Jak zawsze punktualnie wraz z przyjściem 2010 roku opadła wielokolorowa kula, ważąca ponad 5 ton. Pokrywało ją 2 668 kryształowych trójkątów. Kula, jak co roku od 1907 r., opadła 24 m w dół.

Organizatorzy przygotowali specjalnie na tę okazję 1 360 kg konfetti, z których wiele zawierało ręcznie pisane życzenia, m.in. bezpiecznego powrotu amerykańskich żołnierzy do domu, stałego zatrudnienia i wynalezienia lekarstwa na cukrzycę.

W Nowym Jorku, podobnie jak w innych miastach, w tym i w Chicago, świętowano przy wzmożonych środkach bezpieczeństwa. Na placu w Nowym Jorku znajdowały się setki policjantów, a w kilku miejscach na Times Square ulokowano snajperów.

Po przeczytaniu podsumowań roku utkwiła mi w pamięci opinia Paula Krugmana, noblisty z ekonomii. W felietonie dla „New York Timesa” podsumował mijającą dekadę, nazywając ostatnie dziesięć lat Wielkim Zero, stwierdził, że lata 1999-2009 były okresem, w którym nie stworzono w USA nowych miejsc pracy, przeciętne rodziny nie polepszyły swojej sytuacji życiowej, a indeks Dow Jones na nowojorskiej giełdzie zamknął swoją sesję 31grudnia na poziomie z 1999 roku.

1 stycznia 2010 roku organizacja Reporterzy bez Granic poinformowała, że w ciągu minionych 12. miesięcy zamordowano na całym świecie 76. dziennikarzy. O 16. więcej niż rok wcześniej. Najwięcej, bo aż 30., poległo podczas wykonywania obowiązków zawodowych na Filipinach. W Rosji zamordowano 5. dziennikarzy.

Natomiast tygodnik „Time” człowiekiem roku ogłosił Bena Bernanke szefa Banku Rezerw Federalnych. Uzasadniając wyróżnienie, tygodnik nazwał szefa FED „największym graczem kierującym najważniejszą gospodarką świata” i podkreślił: „Jego twórcze przywództwo dopomogło w zagwarantowaniu, że 2009 rok był okresem słabego ożywienia, a nie katastroficznego kryzysu”.

„Bernanke nie tylko wyciągnął naukę z historii, ale sam ją pisze, a nade wszystko, nie chce jej powtórzyć” – wskazał „Time”. Nowy Rok nie przyniósł jednak poprawy sytuacji ekonomicznej. W styczniu bezrobocie w USA utrzymywało się na poziomie 10%. Zapowiada się więc kolejny trudny rok.

Nowy Rok nie rozpoczął się dobrze dla Polonii. Na początku stycznia policja w Miami poinformowała, że zidentyfikowała ciało 26-letniej modelki „Playboy’a” polskiego pochodzenia – Pauli Sladewski. Jej zwłoki porzucono na śmietniku w Miami.

„Ktokolwiek to zrobił, musi być zwyrodnialcem. To wyjątkowo makabryczna zbrodnia” - skomentował porucznik Neal Cuevas, rzecznik policji w Miami. Zwłoki modelki były całkowicie spalone. Policyjnym patologom udało się ją zidentyfikować dopiero po kilku dniach po odciskach zębów.

Ciało Sladewski zostało znalezione w niedzielę wieczorem, gdy strażacy gasili pożar w dużym pojemniku na śmieci. Po ugaszeniu płomieni zobaczyli w środku zwłoki, ale nie byli w stanie ich zidentyfikować. „Nie można było poznać czy to kobieta, czy mężczyzna ani nawet określić rasy” - mówił Cuevas.

Paula Sladewski należała do grupy najsłynniejszych modelek „Playboy’a”. Na czołówkach gazet znajdowały się jednak informacje o ataku zimy w USA oraz w Europie. Na północnej półkuli panowały na początku stycznia arktyczne mrozy. Temperatura w Dakocie spadła do minus 55 stopni Celsjusza.

Amerykańscy wojskowi powiedzieli natomiast, że posiadają już plan ewentualnej akcji militarnej przeciwko Iranowi, gdzie opozycja na przełomie roku ponownie manifestowała. Jeżeli ktoś sądzi, że nowy 2010 rok należeć będzie do spokojnych, niech raczej wyjedzie gdzieś do puszczy amazońskiej. Może tam znajdzie spokój i ukojenie.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Polityka

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Polska · Świat · Polonia w USA · Polonia na świecie · Biznes i gospodarka · Polityka · Sport · Kultura i sztuka · Rozrywka · Tradycje i zwyczaje

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...