Podziel się   

Polonia na świecie Pokaż wszystkie »

Wydanie 2010-02 · Opublikowany: 2010-04-19 22:12:12 · Czytany 6964 razy · 0 komentarzy
Nowszy Starszy

Sie ma w Berlinie!

W Berlinie Orkiestra zagrała pierwszy raz w 2000 roku. Od tego czasu finałowy koncert zdobył ogromną popularność i stał się największą imprezą polonijną w stolicy Niemiec. W tym roku finał odbył się w Werkstatt der Kulturen w sercu Kreuzbergu.

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest fundacją charytatywną. Została założona 2 marca 1993 roku w Warszawie przez Jerzego Owsiaka. Najbardziej znaną formą działalności fundacji jest coroczna impreza rozrywkowo-medialna nazywana Finałem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Podstawowym elementem finału jest granie „wielkiej orkiestry”, czyli odbywające się w całym kraju (a także poza jego granicami) koncerty muzyczne, z których dochód przeznaczony jest na cele fundacji.W czasie finału organizowanych jest również wiele innych form zbiórki funduszy, z których najważniejszą jest publiczna kwesta na ulicach miast, prowadzona przez szerokie rzesze wolontariuszy.

Organizator koncertu, Aleksander Zając, przewidując natłok gości wynajął cały trzykondygnacyjny budynek z dwiema salami koncertowymi, pomieszczeniami konferencyjnymi i ogromnym hallem. Jego przewidywania okazały się słuszne. Finał zobaczyło kilka tysięcy osób.

Zorganizowanie takiej imprezy nie jest proste, szczególnie dla amatorów stanowiących sztab Wielkiej Orkiestry. No, może nie wszyscy zasługiwali na to miano. Niektóre panie, jak sekretarzująca sztabowi Krystyna Koziewicz i opiekunka artystów Bożena Bieniert, biorąc udział w kolejnym już finale, nabrały zawodowej perfekcji.

Sztab zaczął zbierać się już w październiku. Rozdzielono zadania poszczególnym jego członkom, każdemu według potrzeb, chęci, zdolności i możliwości.

Jak to zwykle bywa, chęci niektórych okazały sie z rodzaju tych, którymi wybrukowane jest piekło, ponieważ w miarę upływu czasu i przypływu pracy szeregi wolontariuszy zaczęły się nieco przerzedzać. Ci, którzy zostali, wytrzymali próbę!

Zadań do wypełnienia było co niemiara. Po pierwsze, trzeba było zebrać fundusze na wynajęcie Werkstatt, opłacenie noclegów przybyłych artystów, kosztów ich podróży, wyżywienia i wielu innych „drobiazgów”. Zaczęły się trudy poszukiwania sponsorów. Wysłano dziesiątki e-maili, przeprowadzono wiele rozmów telefonicznych i osobistych. Z dobrym skutkiem. Berlińscy przedsiębiorcy nie zawiedli Orkiestry. Także wielu właścicieli punktów gastronomicznych zgłosiło się z chęcią wyżywienia niemałej liczby występujących artystów. Nie brakowało chętnych do podjęcia się cateringu dla spodziewanych kilku tysięcy odwiedzających finał.

Sztab miał ciężki orzech do zgryzienia. Komu powierzyć to niełatwe zadanie wyżywienia tylu osób? Jednemu czy kilku gastronomom? Wreszcie, prawie w ostatniej chwili, zapadła decyzja szefa Andrzeja Pakuły i powierzono to zadanie jednej osobie. Wraz ze swoim zespołem pracowała ciężko i bigosu, żurku, kiełbasek dla publiczności nie zabrakło.

W międzyczasie nasz kolega Boguslaw Fleck, grafik komputerowy wziął na siebie zadanie stworzenia i aktualizowania strony internetowej (kto chce, może zajrzeć: www.wospberlin.eu).

Zasadniczą dla całego przedsięwzięcia sprawą było znalezienie artystów i to na tyle atrakcyjnych, aby przyciągnąć publiczność. Osiem godzin koncertu, dwie sceny, zróżnicowana publiczność stanowiły nie lada jakie wyzwanie dla organizatorów. Przede wszystkim trzeba było znaleźć gwiazdę. Potrzebne było nazwisko, które przyciągnęłoby jak największą publiczność.

I znowu zaczęło się szukanie kontaktów, pisanie e-maili, telefonowanie. Z różnym skutkiem. Byli tacy, którzy nawet nie odpowiedzieli na list, tacy, którzy bardzo chętnie, ale mieli zapełniony terminami kalendarz, tacy, którzy za przyjazd do Berlina i godzinę grania żądali ogromnych honorariów, choć wiedzieli, że dla Orkiestry można grać tylko charytatywnie. Za darmo!

Był taki pięcioosobowy zespół, który zgodził się przyjechać, ale… tylko w dwadzieścia kilka osób. Rzekomo akustycy i ekipa techniczna.

Wreszcie, ku naszej ogromnej uldze, z mroków niepewności wyłonił i się zespół Raz Dwa Trzy. Nasza radość była ogromna! Gwiazda zajaśnieje jednak na horyzoncie berlińskiej WOŚP! I tak, jak na nocnym niebie, po pierwszej, zaczęły pojawiać się inne.

Swój przyjazd zapowiedział popularny aktor Zbigniew Buczkowski.

Kilka dni później, w myśl przysłowia: Dobre rzeczy są zawsze trzy, udało nam się zupełnie przypadkiem, na pokazie filmu w galerii Der Ort, namówić do udziału w polskiej imprezie Steffena Möllera, popularnego aktora z serialu M jak Miłość, kabarecistę i autora dwóch książek!

Teraz tylko pozostało z wielkiej rzeszy zgłaszających się artystów wcale nie gorszych, ale nie tak znanych, wybrać tych, którzy bawić będą publiczność w pozostałym czasie. Należało jeszcze „tylko” ułożyć program dla obydwu scen, znaleźć wolontariuszy, którzy przejęliby rolę inspicjentów, zajęli się oświetleniem, nagłośnieniem i wszystkimi innymi w podobnych wypadkach niezbędnymi sprawami.

Należało jeszcze zrobić tyle innych rzeczy!

Na przykład zorganizować aukcje obrazów i innych wartościowych przedmiotów. Przede wszystkim trzeba było te obrazy i przedmioty „wycyganić”. Zajęła się tym niezawodna, jak zawsze, ostoja polskiej kultury, właścicielka galerii Der Ort – Magda Potorska, dzielnie wspomagana przez małżeństwo znanych berlińskich artystów malarzy: Barbarę Ur i Andrzeja Piwarskiego.

Do zgromadzonych przez nich obrazów Steffen Möller dorzucił podpisane przez siebie koszulki, czapeczki i plakat. Przedmiotem aukcji miała być również suknia podarowana w tym celu przez EwelineB, a nawet fotel-poducha od firmy Vox.

Prócz aukcji przygotowano także loterię, gdzie każdy los wygrywał. Z zebraniem fantów sztab nie miał kłopotów. Machina Orkiestry ruszyła i firmy i osoby prywatne zarzuciły nas gadżetami.

Godzina X zbliżała się siedmiodniowymi krokami. Jeszcze przed świętami wydawało się nam, że mamy tyle czasu. Potem nastrój zaczął się robić trochę nerwowy. Czy zdążymy? Czy o niczym nie zapomnieliśmy? Czy się uda? Czy publiczność dopisze? Pytania, choć głośno niewypowiedziane, zadawał sobie każdy.

I oto nadszedł TEN dzień! 10 stycznia.

Od wczesnych godzin porannych w Werstatt der Kulturen wrzało jak w ulu. Każdy przygotowywał się do wyznaczonych zadań. Technicy rozwijali kilometry kabli, gastronomia rozkładała swoje stanowiska i rozsiewała smakowite wonie, komisja finansowa, w której miałam zaszczyt uczestniczyć, mościła swoje gniazdko.

No i ONI! Przede wszystkim ONI!  Sól i podpora Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Dziesiątki młodych dziewczyn i chłopaków pod opieką berlińskiej dziennikarki i matki dzieciom Agaty Lewandowskiej stało godzinami na mrozie, dzierżąc w zmarzniętych dłoniach puszki, niestrudzenie przemawiając do mijających ich ludzi, wychodzących z kościoła po kolejnej mszy. Zziębnięci, a jednak roześmiani i pełni zapału, bo chociaż urodzeni na obcej ziemi, choć często ich imiona brzmią z cudzoziemska, serca w nich biją polskie i są pełne miłości dla dzieci w kraju, gdzie ciągle jeszcze opieka medyczna szwankuje z braku funduszy, pełne są miłości i wiary w swoją misję i dumy z jej wykonania!

Po południu, nie spoczęli na laurach, tylko przyszli do Werkstatt kwestować dalej.

Widziałam te dzieciaki i ich widok ogrzewał moje serce. Po dziesięciu godzinach pracy my zmęczeni, podenerwowani i z rozwiązanym włosem, oni radośni, dumni ze swoich „zdobyczy”. Chciałabym ich wszystkich wymienić z nazwiska, ale lista byłaby zbyt długa. Powiem tylko, że najmłodszy miał 7 lat, a rekord pobiła dziewczyna, która zebrała 900 €!

Koncert odbył się.

Najpierw program dla najmłodszych. Był teatrzyk, clown, baloniki i ciastka zamiast kogucików na patyku. Potem zaczęło się!

Rockowo, ostro, bo „przybijał” pamiętny z początków lat osiemdziesiątych zespół Bank. Niektóre siwowłose panie zatykając uszy i krzywiąc niemiłosiernie twarze w popłochu uciekły z widowni. Potem wystąpili nieletni muzycy z Age of Grapefruit, nieletni, bo mający dopiero po 15 lat, a już mający za sobą występy w TVP. Koncert poprowadziła w uroczy sposób chluba berlińskiej Polonii, dziennikarka i moderatorka elitarnego radia JAZZ śliczna Joasia Ratajczak.

Steffen Möller podarował nam dwie cenne godziny swojego życia, bawiąc publiczność do łez opowieściami swoich przygód w wagonach restauracyjnych. Następnie wraz z Magdą Potorską poprowadził ze swadą licytację. Zbigniew Buczkowski nie ustępował mu pola w tej dziedzinie i nie wiem, któremu z nich udało się upłynnić więcej dzieł sztuki.

Rewelacyjne wrażenie zrobił pokaz mody, a może liczne modelki EwelineB, polskiej firmy designerskiej, znanej już w Niemczech i odnoszącej pierwsze sukcesy w Ameryce. Wszystko to okraszone świetną muzyką takich zespołów jak BIFF, Średnia 55, Lotyn, Syndykat.

W klubie, w odpowiednio zainscenizowanej piwnicy było spokojniej, kameralniej, jazzowiej.

Dla Orkiestry grali nie tylko polscy, ale i niemieccy muzycy z zespołów, jak mający na swoim koncie występy w USA Trailhead czy Checkerberry Overfluk.

Wszystko poszło z płatka. Każdy, kto przyszedł, a przyszło DUŻO ludzi, młodych i jeszcze młodych, bogatych i niebogatych, ważnych i tych ważnych tylko dla niektórych, tych wybranych, wesołych i smutnych, ładnych i uroczych, takich i siakich, znalazł coś dla siebie. Posłuchał muzyki, zjadł kawał licytowanego tortu (wielkości stołu), spotkał dawno niewidzianych znajomych, poznał nowych. Każdy wyniósł coś z tego Polaków spotkania i każdy wniósł cząsteczkę swojego serca.

Nowszy Starszy

Inne artykuły w kategorii Polonia na świecie

Pozostałe kategorie tego artykułu: · Polska · Świat · Polonia w USA

Skomentuj artykuł w Hydeparku Polonii

Komentarze zostały tymczasowo wyłączone. Przeprszamy!

Najnowsze artykuły

Magazyn w sieci

Hydepark Polonii

Dawid
25 lip, 15:17
Zapraszamy na forum Polakow w Szwajcarii - https://forum.polakow.ch»
Mia Lukas
21 cze, 05:49
Mój były chłopak rzucił mnie tydzień temu po tym jak oskarżyłem go że spotyka się z kimś innym [...]»
hanna
20 cze, 03:58
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi zwanemu dr Agbazarą wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość pomagając mi przywrócić mego [...]»

Najczęściej...